środa, 31 grudnia 2014

The Angel of the Earth - Chapter 22



Rozdział 22

Widziałem ją. NAPRAWDĘ JĄ WIDZIAŁEM.
Jeszcze kilka sekund temu stała tam moja piękna mała córeczka.
Ona tam była.
Zacisnąłem powieki, ściskając mocniej kraty oddzielające mnie od tamtego świata i od n i e j.
- Ha ha! – zaśmiał się jeden z tych odrażających kreatur, z którymi jestem zmuszony "mieszkać". Początkowo dziwiłem się, że ONI posiadają imiona. – Co tam żeś znowu wypatrzył, Joziah? – ponownie usłyszałem drwiący śmiech Granta.
- Zamknij się, nieczysty – warknąłem, próbując powstrzymać cisnące mi się od oczu łzy.
- No dobra, dobra. Stary, weź się nie złość, przypominam ci tylko, że tak czy siak się stąd nie wydostaniesz, dopóki nasz cudowny Abaddon się nie pofatyguje na wojnę. – przewrócił oczami i spojrzał mi przez ramię.
Zabawne, ale Grant jest dla mnie kimś w rodzaju przyjaciela, tu, w Otchłani.
- Kim była ta wodnowłosa dziewczyna? – zainteresował się.          
Westchnąłem i opadłem na ziemię, wyciągając przed siebie nogi.        
- Moją córką.
- Co?! – mój przyjaciel zachłysnął się powietrzem ze zdziwienia. – Cholera jasna! Dlaczego nie powiedziałeś! Może udałoby się tu ją wciągnąć! – roześmiał się ze swojego NIEudanego kawału.
- Wcale nie chcę się z nią zobaczyć – skłamałem, skłamałem, skłamałem.
- Sranie w banię – odparł Grant i usiadł obok mnie. – Przecież cię znam. Nie ryczysz i nie ściskasz tych idiotycznych prętów od tak.
On miał rację. Może i przesiaduję tu całymi dniami, ale już dawno straciłem nadzieję, że Bóg mnie wypuści. Teraz patrzyłem przez te pręty tylko w ramach rozrywki.
Spojrzałem na przyjaciela.
Był jednym z niewielu demonów, który nie był zniekształcony ani jakiś niesamowity. Wyglądał jak normalny człowiek. Owszem miał demoniczne zdolności i takie tam, ale wyglądał jak zwykły trzydziestoparolatek z lekkim zarostem. Gdyby ktoś zobaczył go na ulicy za nic nie zorientowałby się, że może położyć Cię trupem w mniej niż trzy sekundy.
Splotłem ręce z tyły głowy i spojrzałem w ogniste niebo. Dlaczego tu wszystko jest takie czerwone?
- Okay, może i za nią tęsknię. – przyznałem.
- Wiedziałem! – wskazał na mnie palcem. – Tatuś tęskni za swoją córunią… - ułożył usta w dzióbek i zaczął się pieścić.
Nagle wpadłem na genialny pomysł.
Może nie do końca przemyślany i rozważny, ale dobry, wręcz idealny dla takich jak my.
Rozpętajmy wojnę, rozpoczynając sąd ostateczny.
Mogę się założyć, że nasz Władca jest już wystarczająco silny, aby wyzwać Niebo. Zbiera siły od ponad dwóch tysięcy lat, by wreszcie wyjść na wolność i zawładnąć tym słabym światem.
Z drugiej strony, mało prawdopodobne, że zgodzi się na coś takiego, dlatego, że chciałbym zobaczyć córkę. To tylko moja zachcianka, a równie dobrze Cassandra mogła mi się przewidzieć.
Zwinąłem dłoń w pięść i uderzyłem w podłogę.
Ale co jeśli mi się nie przewidziała? Co jeśli przyszła tu z powodu określonego celu? I co robił z nią ten Upadły? Nie podobało mi się, że wplątuje się w takie nierozważne towarzystwo, o czym świadczy to, że ten Mroczny Anioł przyprowadził ja do świątyni.
Istny idiota.
Tyle, że znałem tego idiotę. Bardzo dobrze znałem, ponieważ kiedyś był moim najlepszym przyjacielem. Po czym spadł z tego cholernego Nieba i więcej go nie widziałem.
Aż do teraz.
Dlaczego, do cholery jasnej, wszystko musi być takie skomplikowane?!
- Ej, uspokój się, tatulku – powiedział Grant, przytrzymując mi ręce. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że są całe zakrwawione, a ziemia po moich bokach popękana. Musiałem cały czas uderzać w nią pięściami.
- Miałeś kiedyś rodzinę? – spytałem, chyba Granta, ale wzrok miałem utkwiony gdzieś w oddali.
- Stary, jestem demonem – odparł. A po chwili namysłu dodał: - Ty jesteś dla mnie jak rodzina.
Spojrzałem na przyjaciela.
Na jego twarzy malował się wyraz współczucia i dezorientacji. Nie miał pojęcia do czego zmierzam.
- Twoja córka jest Aniołem? – zapytał niepewny.
Przytaknąłem.
- A kto jest jej matką?
Zacisnąłem powieki .
- Anielica – wyszeptałem. – Damaris. – otworzyłem oczy, bo pod powiekami pojawił się obraz ukochanej.
- Czyli ona… Och.
Przytaknąłem i podniosłem się na nogi. Delikatnie wygładziłem moją anielską białą szatę, którą, jak na ironię, kazali mi nosić nawet w tym obskurnym piekle. Po chwili ruszyłem przed siebie, kierując się do Abaddona.
- Hej! Joziah! – krzyknął za mną Grant. – Dokąd idziesz?
Nie odpowiedziałem, ale zwolniłem kroku, czekając aż mnie dogoni.
- Rozumiem, to tajemnica. – pojawił się obok mnie. – Ale mogę iść z tobą?
- I tak byś poszedł – mruknąłem i odszedłem, słysząc obok mnie dreptanie Granta.

--------------------------------------------------------------
Jak już wspomniałam wcześniej teraz będą się pojawiać tylko rozdziały z The Angel of the Earth, bo chciałabym już zakończyć to opowiadanie :) 
Chciałabym Was również zachęcić do czytania mojego drugiego bloga, gdzie również piszę opowiadanie, ale postanowiłam je publikować tam, aby było klarowniej ;) Mam  nadzieję, że zajrzycie :3

1 komentarz:

  1. Super, że jest z innej perspektywy. Robi się coraz ciekawiej :) Czekam na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
To jedyna zasada panująca na moim blogu :) Bardzo zależy mi na Waszych komentarzach, ponieważ one motywują do dalszego pisania ;) Mam nadzieję, że weźmiecie to pod uwagę. Bardzo chętnie wejdę również na Wasze blogi, jeśli zostawicie link w komentarzu :)