piątek, 26 grudnia 2014

Don't leave me, my love - Chapter 1



rok wcześniej

Rozdział 1

- Witam was wszystkich na naszym cotygodniowym spotkaniu dla młodzieży uzależnionej od papierosów. Staramy się wam tutaj pomagać i sporej liczbie osób wyszło to na dobre. –mężczyzna uśmiecha się zachęcająco. – Mam nadzieję, że wam też uda się wyjść z tego nałogu i zaoszczędzić trochę pieniędzy, nie mówiąc już o mniejszej szansie na raka płuc.
Takie zajęcia odbywają się co tydzień. Ja jestem dzisiaj na pierwszych, bo mama w końcu nie wytrzymała smrodu dymu, przesiąkającego wszystkie moje rzeczy, a co za tym idzie, jej rzeczy też.
Wsuwam rękę do kieszeni i obracam w palcach papierosa. Nigdy nie wyzbędę się tego nałogu, bo jest to część mojego życia. A skoro mama uważa, że to takie łatwe, to niech ona przestanie obsesyjnie myć ręce po każdej najmniejszej czynności. Niech przestanie się wszystkiego brzydzić. Kiedy jej to powiedziałam, wzruszyła ramionami i odeszła, a ja wylądowałam na tym idiotycznym spotkaniu, na które muszę uczęszczać jeszcze przez najbliższy rok.
Puszczam moją kieszonkową truciznę i splatam ręce na piersi. Muszę chociaż sprawiać pozory, takiej, która chce rzucić, bo inaczej zaczną coś podejrzewać.
- Ja jestem Tim Hahn – przedstawia się, jak podejrzewam nasz "wybawca". – Będę wam pomagał w tych trudnych chwilach i wspierał na każdym z tych spotkań lub poza nimi. – Ta, jasne. – Teraz wy się przedstawcie. – Mówiąc to, wskazuje ruchem dłoni na najbliższą mu osobę i kiwa zachęcająco głową.
Siedzimy w kółku, niczym przedszkolaki, więc ja będę mniej więcej w połowie.
Dziewczyna wskazana przez Tima wstaje. W jej oczach czai się strach. Jest niesamowicie krucha i delikatna ze swoją bladą cerą i różową sukienką.
- Jestem Skylar Witts – mówi i zerka z ukosa na Tima.
- Opowiedz coś o sobie – zachęca mężczyzna i ukazuje zęby w uśmiechu.
Skylar kiwa głową i ponownie odwraca wzrok do uczestników spotkania.
- A więc mam 20 lat i palę od moich 18 urodzin. Do teraz pamiętam, że dokładnie tego dnia kupiłam sobie pierwszą paczkę, żeby uczcić moje święto. – mruga lekko zażenowana. – Chciałabym znowu przypomnieć sobie, jak to jest, kiedy nie musisz wszędzie nosić ze sobą papierosów lub martwić się, że ich zabraknie. – w jej głosie nie słychać ani krzty skruchy lub smutku.
Gówno prawda, myślę, to był twój cholerny wybór dziewczyno, nikt cię nie zmusił.
- Dobrze, poproszę kolejną osobę o przedstawienie się – odpowiada Tim, a ja przestaję słuchać.
Zastanawiam się czy chodzenie tutaj nie jest marnotrawstwem czasu. Przecież i tak nie przestanę palić, dlatego, że jakiś Tim o to prosi. Nawet go nie znam. Nie jest moim przyjacielem ani nawet kumplem. Jest facetem, którego poznałam dziesięć minut temu i znam tylko jego imię, nazwisko oraz wygląd.
Podnoszę wzrok na moich towarzyszy udręki i orientuję się, że teraz to ja mam się przedstawić. Niechętnie podnoszę się z miejsca i wędruję wzrokiem po osobach w kółku. Po krótkim zapoznaniu, oceniam grupę na 12 osób i jednego wybawcę. W sumie 13 osób zamkniętych w tym ciasnym kręgu z kolorowych krzesełek.
Wlepiam w Tima mój natarczywy wzrok i momentalnie cała pewność siebie wskakuje w moje ciało.
- Jestem Sloane Cooke i mam 19 lat. – rozciągam usta w szerokim niegrzecznym uśmiechu. -Swoją magiczną przygodę w narkotykowym świecie papierosowej trucizny rozpoczęłam niecały rok temu i do teraz się nie skończyła, co tłumaczy moją obecność w tym kręgu poufałości. – Przesuwam wzrokiem po zebranych. – Muszę się wam przyznać, że napotkałam na swojej drodze dużo ciekawych rzeczy podróżując za tym niewielkim przedmiotem i nie chciałabym się jeszcze zatrzymywać w tym nieznanym miejscu, w którym aktualnie przebywam. Najpierw zwiedzę wszystko co się da razem z moim dymiącym się przyjacielem, a dopiero, gdy przekonam się, że nie ma już nic czego nie widziałam, pożegnam się z nim i pojadę do ciepłego domu. – Widząc dezorientację na twarzach pozostałych, wzdycham cicho. – To trochę tak, jakbyście wybrali się w podróż dookoła świata z myślą powrotu do domu, ale zamiast tego, ktoś zmusza was do pozostania w jednym z miejsc, przez które przejeżdżacie i mówi, że dalej nie jedziesz, że nie powrócisz do domu. Czymś takim jest dla mnie rzucenie palenia. – Na koniec wygładzam koszulkę i z powrotem siadam na krześle.
Wszyscy gapią się na mnie w osłupieniu, a na mojej twarzy wykwita triumfalny uśmiech. Mam ich.
Tim odchrząkuje.
- Więc… hmm… Panno Cooke, znaczy Sloane… - język mu się plątał, z trudem powstrzymywałam się przed parsknięciem śmiechem. – Z jakiego powodu tu przychodzisz, skoro nie masz w planach wyzbycia się nałogu? – w jego niewielkich oczach kryło się zainteresowanie i niepewność.
Uśmiecham się prowokująco i zaplatam ramiona na piersi.
- Ten powód, mój drogi, znam tylko ja – odpowiadam tajemniczo. – I nie leży w moim interesie dzielenie się nim z tobą.
Małe oczka mężczyzny otwierają się szerzej, gdy mówię do niego "mój drogi", lecz szybko się uspokaja i z powrotem zakłada maskę poważnego mentora.
- Sloane, czy dobrze zrozumiałem, że jesteś tu tylko dla rozrywki? – pyta jakiś chłopak kilka krzesełek ode mnie.
Spoglądam na niego i mrużę swoje intensywnie niebieskie oczy.
- Jak się nazywasz? – pytam wesoło, z uśmiechem błąkającym się w kącikach ust.
Chłopak przełyka ślinę, zdradza go jego jabłko Adama.
- Przedstawiałem się – odpowiada hardo. Macham na to ręką i wyszczerzam zęby w uśmiechu. – Nazywam się Trevor – poddaje się po chwili, a w jego głosie jest coraz więcej niepewności.
Zsuwam się niżej na krześle, tak, że prawie na nim wiszę i wyciągam przed siebie swoje długie nogi.
- A więc, Trevorze – zaczynam swobodnie – widzę, że bardzo ciekawi cię moja osobistość, lecz nie mogę udzielać ci odpowiedzi na takie pytania w czasie spotkania, które ma na celu pomoc tobie i reszcie towarzystwa. – rozkładam ręce, aby uświadomić mu, że nie jesteśmy tu sami. – Tutaj, całym burdelem kieruje pan Hahn – zerkam na Tima – a pytania osobiste, kochany, możesz zadawać mi po godzinach spotkań.
Trevor wwierca się we mnie wściekłym spojrzeniem, ale ja nadal chamsko się uśmiecham. W końcu on rezygnuje i odwraca wzrok.
Przenoszę spojrzenie na naszego wybawcę.
- To może pan zacznie zanim czas się skończy? – sugeruję i z powrotem splatam ramiona, tworząc tarczę obronną pomiędzy całą resztą świata.
- Świetny pomysł, panno Cooke, ale jak na razie to ty zabierałaś nam cenny czas – cedzi przez zęby pan Hahn.
Robię minę niewiniątka i układam usta w dzióbek. Tim nie daję za wygraną. Kręcę głową i wzruszam ramionami, na znak, że nie wiem o co chodzi. W końcu on zaczyna mówić, a ja wreszcie mam święty spokój i mogę się wyłączyć.
Po jakichś 30 minutach rozpaczania nad swoim zasranym życiem i całym tym nałogiem, przede mną wyrasta jakaś postać i wyraźnie czeka na moją reakcję.
Podnoszę wzrok i przybieram łobuzerską minę.
- Witaj, Trevorze – zagaduję. – A więc jednak, nadal jesteś mnie ciekaw.
- Owszem, jestem.
Powoli podnoszę się z krzesła, nie spuszczając wzroku z chłopaka, który (o ironio!) jest ode mnie wyższy o jakieś 30 centymetrów, bo niestety nie należę do osób wysokich, raczej średnich. Ruszam w kierunku drzwi i, gdy tylko wychodzę na świeże powietrze, skręcam w prawo i staję kawałek dalej, opierając się o chropowatą ścianę. O dziwo, Trevor szedł za mną.
- Słucham, co chcesz wiedzieć – rzucam gdzieś przed siebie. – Albo stój – unoszę rękę. – Coś za coś. Nie otwieram się za darmo. – spoglądam na niego. – Najpierw ty się przede mną otworzysz – unoszę kącik ust.
Trevor chwilę trawi te informację, po czym proponuje:
- Najpierw znajdźmy dogodniejsze miejsce.
Wybucham krótkim śmiechem.
- Za dużo wymagasz, skarbie – mówię, ale mimo to odklejam się od ściany i kieruję w stronę kawiarni.
- Dokąd idziesz? – chłopak zrównuje ze mną krok.
- Ach – kręcę głową. – Za dużo pytań zadajesz.
- Dokąd idziemy? – naciska.
Gwałtownie się zatrzymuję i przeszywam go swoim spojrzeniem. Dopiero teraz zauważam jaki jest przystojny. Ma ciemne blond włosy rozczochrane przez wiatr i szare iskrzące się oczy. Jego wyraźnie zarysowana szczęka jest symetryczna, a muskularne ramiona zamknęłyby cię w przyjemnym uścisku.
- Trevorze… - rozpoczynam, ale zauważam niewielki przedmiot wystający z jego kieszeni. Dowód – źródło pewnych informacji.
Szybkim ruchem sięgam do jego kieszeni, a on jest na tyle oszołomiony, że nie zauważa, że wyciągam z niej tą niesamowicie ważną książeczkę. Otwieram ją i moim oczom ukazuje się uśmiechnięty blondas z wypisanym obok nazwiskiem: Leonard Reed.
Patrzę Leonowi w oczy.
- Okłamałeś mnie, Leonardzie – mówię, oskarżycielskim tonem.
Trevor/Leonard wyrywa mi dowód z dłoni i chowa głębiej do kieszeni.
- Miałem swoje powody.
- Tak? – unoszę brew. – A cóż to za nikczemne prawo zezwala na okłamywanie swojego bliźniego?
- Moje własne – unosi brwi.
- Hah, widzę, że musisz być naprawdę kimś cudownym, skoro ustanawiasz własne prawa. – mówię z udawanym podziwem. – Naprawdę nie mogę się doczekać, kiedy się przede mną otworzysz. – po tych słowach, kontynuuję przechadzkę do kawiarni, nie oglądając się czy Leonard podąża za mną. Wiem, że tam jest.

-----------------------------------------------------------------------------------------------
Jak Wam minęły Święta? Co dostaliście? Podzielcie się wrażeniami ^^
 
To opowiadanie jest według mnie dużo bardziej dopracowane, bo spędziłam nad tym rozdziałem ponad dwie godziny D: Nawet nie wiecie, ile wysiłku włożyłam w to, aby dać Wam chociaż zarys charakteru Sloane :)  Mam nadzieję, że podoba Wam się nowa bohaterka i że z chęcią będziecie czytali o jej dalszych losach, ponieważ, jak na razie, uważam to opowiadanie za najlepsze z wszystkich trzech :)

5 komentarzy:

  1. Widać, że długo nad nim pracowałaś, bo jest świetny ^_^ Przy okazji trochę kojarzy mi się z "Gwiazd Naszych Wina" przez to spotkanie i poznanie "tajemniczego chłopaka" :D W każdym razie zaciekawiłaś mnie tym, także czekam na więcej :3 No i, jak zwykle, zapraszam do siebie :)

    Święta jak zwykle minęły wspaniale, jeśli pytasz, co dostałam, to "pochwalę się", że szczotkę do włosów, bluzę, fototapetę oraz grę planszową Scotland Yard i ze wszystkiego jestem bardzo zadowolona :D A Ty co dostałaś? ^-^

    PS.: I JAK ZWYKLE jaram się, że poznałam nowe imię, które bardzo mi się spodobało (Sloane) :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że podobają Ci się twoje prezenty :3 ^^ Uwielbiam, kiedy inni się cieszą :D No i nie mogę pozostać w tyle, więc również podzielę się moimi prezentami ;) Dostałam 16 książek, nie będę wymieniać wszystkich tytułów, ale mogę się pochwalić, że w tych książkach znajduje się "Losing Hope" Colleen Hoover :3, która jeszcze nie jest wydana na polski, oprócz tego jeszcze czapkę, dwa kominy, bluzę, broszkę oraz wisiorek z Kosogłosem i jakieś t-shirty :) Ciekawi mnie twoja fototapeta ^^ Zdradzisz, co na niej masz??? :)

      Usuń
    2. Zazdroszczę tylu książek i wisiorka :D A fototapeta z londyńską budką telefoniczną :3 Właściwie, nie mam pojęcia, co to jest "Losing Hope", ale po "Hopeless" (której zresztą też JESZCZE nie czytałam, ale słyszałam opinie :P) podejrzewam, że jakaś fajna :)

      Usuń
  2. Przeczytałam już wczoraj, ale jakoś ostatnio słabo mi idzie z komentowanie czegokolwiek. Zwyczajnie jestem za leniwa albo sezon nie jest dla mnie owocny. Jeśli chodzi o sam rozdział: Odrobinkę brakuje mi opisów, główna bohaterka jest skupiona głównie na swoich własnych odczuciach i żeby się w niej nie zatracić, dobrze byłoby próbować chociaż opisać miejsce, gdzie się zebrali. I postaraj się bardziej rysować otoczkę opowiadania. Pamiętaj, że przy dwójce bohaterów można popadać w skrajności. (;
    Za Sloan na razie nie przepadam, trochę ukazuje mi się jako dziewczyna, która mając -naście lat, uważa się za niezwykle dorosłą. (Nie przejmuj się, że ktoś jej nie lubi, bo jakiekolwiek odczucia czytelnika wobec bohatera - pozytywne czy negatywne, zawsze są dobre, bo widać, że postać nie pozostaje obojętna i nie jest papierowa). Nie lubię papierosów, szczególnie tych tradycyjnych, bo strasznie cuchną, wprost nie mogę znieść zapachu tego specyficznego dymu. Nastawienie Sloan też mnie lekko denerwuje. Nie lubię osób, które się niczym nie przejmują i udają wiecznie wyluzowane, mając to swoje nastawienie "jestem wyżej niż ty i zaraz zniszczę Cię moim sarkazmem".
    Leonarda natomiast na chwilę obecną nawet polubiłam. Wydaje się całkiem normalnym kolesiem, który naprawdę próbuje zerwać z nałogiem, a nie symuluje. Jakby chciał coś zmienić w swoim życiu. Tylko zastanawiam się, dlaczego nie używa swoich prawdziwych danych personalnych. W sumie - nic dziwnego. Pewnie nikt z tej grupy wsparcia nie chciałby później, by ktoś odnajdywał go na fejsie i zapraszał do znajomych... A może coś przeskrobał i woli się nie ujawniać? Kto wie, poczytamy, zobaczymy.

    Pozdrawiam,
    Alathea

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za szczery komentarz, bo właśnie takiego potrzebowałam :) Takiego, który nauczy mnie co robię źle i co mogę poprawić, bardzo Ci dziękuję :* Postaram się jak najbardziej zastosować do twoich rad :) A co do nich, to wiem, że strasznie mało opisuję otoczenie i w moim opowiadaniu The Chosen (w menu masz link ;) ) staram się umieszczać więcej dokładnych opisów, a nie tylko koncentrować się na bohaterach. Jeszcze raz baaardzo dziękuję i mam nadzieję, że dalej będziesz komentować moje posty :)

      Usuń

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
To jedyna zasada panująca na moim blogu :) Bardzo zależy mi na Waszych komentarzach, ponieważ one motywują do dalszego pisania ;) Mam nadzieję, że weźmiecie to pod uwagę. Bardzo chętnie wejdę również na Wasze blogi, jeśli zostawicie link w komentarzu :)