Rozdział 16
Z całej siły objęłam Liama, powstrzymując
krzyk, który próbował wydostać się na zewnątrz. Ów cień, mimo iż wydawał się
niezbyt niebezpieczny, wcale taki nie był. W świetle księżyca zobaczyłam jego
biały mundur i pistolet u pasa.
Jeden z tych naukowych żołnierzy.
Nie wiem skąd on się tu wziął i nie miałam
czasu się zastanawiać, bo Liam puścił mnie i rzucił z pięściami na mężczyznę. W
ciemnościach błysnęła lufa pistoletu, który teraz był wycelowany w chłopaka.
Upadłam na kolana, zacisnęłam powieki i
zakryłam uszy dłońmi. Krzyczałam ile sił w płucach, zdzierając sobie głos. Ale
to było nie ważne. Nie chciałam słyszeć strzału. Nie chciałam widzieć, jak mój
przyjaciel upada. Nie chciałam widzieć jego krwi.
Zamiast tego krzyczałam jak jakaś opętana.
Krzyczałam.
I krzyczałam.
Wyobrażałam sobie, że ta błotnista ziemia
otwiera się i wciąga w swoje czeluści tego perfidnego człowieka, porywającego
takich jak my. Chciałam, żeby cierpiał. Żeby poczuł, jak to jest być
więzionym. Oczyma wyobraźni widziałam,
jak nasza planeta zamyka go w swojej skorupie i trzyma go tam tak długo, aż on
umiera z głodu i pragnienia. Właśnie tak.
Ziemia pode mną gwałtownie się zatrzęsła, a ja
otworzyłam oczy, nadal krzycząc. I – ku mojemu wielkiemu zdziwieniu – żołnierza
nie było. Przede mną była tylko dziura z moich wyobrażeń, ta która miała
pochłonąć mężczyznę.
Zakryłam usta ręką. Przestałam krzyczeć, a
gleba się zasklepiła.
O Boże.
Nie.
To niemożliwe.
Przecież… Ja tego nie mogłam zrobić, prawda?
Ale jeśli tak, to gdzie jest chłopak?
- Liam! – krzyknęłam, nagle ogarnięta
strachem.
- O rzesz ty… - usłyszałam gdzieś za swoimi
plecami głos przyjaciela.
Odwróciłam się i go zobaczyłam – stał w plamie
księżycowego światła, a jego włosy mieniły się nieziemsko. Jego buzia była
otwarta ze zdziwienia. Był c u d o w n y.
Otrząsnęłam się i objęłam go mocno rękami,
szczęśliwa, że nic mu nie jest. Już się bałam, że też pochłonęła go ziemia. On
odwzajemnił uścisk, ale nadal był zapatrzony w miejsce, gdzie przed chwilą stał
mężczyzna w mundurze.
- O w mordę… - powtórzył głośniej. – Niech cię
szlag! Jak ty to zrobiłaś? – powiedział z twarzą w moich włosach.
- Co? – zdziwiłam się.
Chłopak chwilę milczał, a potem westchnął
głośno. Czułam przyjemne ciepło bijące od jego skóry. W jego ramionach z
łatwością mogłam się uspokoić.
Zamknęłam oczy i głośno wciągnęłam powietrze.
Pachniał wiatrem i glebą. Pachniał bezpieczeństwem.
- Nieważne – stwierdził w końcu, a moje
powieki się otworzyły. – Chodź, potem o tym porozmawiamy.
Odsunęłam się od niego niechętnie i ruszyłam
za nim. Tym razem nikt nam nie przeszkodził. Szłam wpatrzona w jego plecy.
Obserwowałam, jak mięśnie napinają się na dźwięk najlżejszego szelestu. Jaki
był opanowany i spokojny. I czujny.
Dom Liama stał dalej niż reszta namiotów i
mieszkań. Był niewiele większy od tego, w którym mieszkał Alex. Weszliśmy do
środka, a moim oczom ukazał się idealny porządek. Wszystko ułożone na swoim
miejscu, lśniące. Zdziwiło mnie to zadbane wnętrze. Zupełnie nie pasowało do
chłopaka, który chodził w zwykłych byle jakich T-shirtach i wytartych jeansach.
Którego czarne włosy były wiecznie tak cudownie rozczochrane.
Uśmiechnęłam się, kiedy o tym pomyślałam.
- Rozgość się – oznajmił.
Sypialnia wyglądała tak samo jak u Alexa.
Jedno łóżko, komoda, fotel i korytarz odchodzący w kierunku łazienki.
Opadłam na fotel, a on stanął przede mną,
wwiercając się we mnie swoimi brązowymi, niczym mokry grunt oczami. Wreszcie,
usiadł na łóżku i ukrył twarz w dołoniach.
- Co się…? – zaczęłam.
- Jak to zrobiłaś? – przerwał mi. – Tam, w
lesie. Jakim cudem udało ci się zatrząść ziemią? – podniósł na mnie wzrok.
- Nie wiem – przyznałam.
Westchnął.
- Naprawdę nie masz pojęcia? Nigdy nie
widziałem, żeby nawet najbardziej doświadczony ziemisty zrobił coś takiego.
Nigdy. – ostatnie słowo zaznaczył, tak jakby chciał się upewnić, że to na pewno
prawda. – Kiedy ruszyłem ku niemu – ciągnął – ty upadłaś na ziemię, jakbyś była
jakaś szalona czy obłąkana. To jak zakryłaś uszy dłońmi i jak zacisnęłaś
powieki wyglądało, jakbyś postradała zmysły.
– roześmiał się, a ja poczułam rumieniec wpełzający mi na twarz. Teraz,
kiedy o tym mówił, to wydawało się naprawdę żenujące. – Stwierdziłem, że
naprawdę w ciągu kilku sekund oszalałaś i postanowiłem to zignorować. Ale
potem… Ziemia. Rozstąpiła się, ukrywając w sobie żołnierza. A potem ty
przestałaś krzyczeć i wszystko wróciło na miejsce. A do tego, rzuciłaś mi się
na szyję. I… - zawahał się – dotarło do mnie, że po pierwsze: nie oszalałaś, a
po drugie: to ty to zrobiłaś, w celu obrony.
Nie odpowiedziałam. Niby co można odpowiedzieć
na coś takiego? To jest swego rodzaju pytanie retoryczne. Nie potrzeba
odpowiedzi. Wystarczy na kogoś spojrzeć, aby się przekonać, że on ją doskonale
zna. Po prostu myśli na głos.
- Ty… - zaczęłam, ale głos mi się załamał. –
Ty na… - nie mogę, nie mogę, nie mogę. On nie żyje. I to prawdopodobnie moja
wina. Zabiłam go. Kolejny koszmar do kolekcji, jak kolejne trofeum na półce.
Znowu zaczęłam panikować. Tak samo jak wtedy w
jeziorze. Tyle, że tym razem zamiast tonącej siebie widziałam biały mundur,
ubrudzony ziemią, próbujący wydostać się na zewnątrz. Duszący się w piekle, do
którego ja go strąciłam. Nie chcący.
Oddychaj. Oddychaj, Nicky.
Wzięłam głęboki wdech, ale to nic nie dało.
Moje płuca odmówiły współpracy i zamknęły jedyny dopływ powietrza. Przed oczami
zrobiło mi się ciemno i dopiero po chwili zorientowałam się, że Liam coś do nie
mówi. Skupiłam się tylko na nim.
- Nicky?
Nic ci nie jest? Oddychaj! Oddychaj! – krzyczał, kucając przede mną. –
Wdech, wydech. Wdech, wydech. – wzrok mi się stopniowo wyostrzał. – Wdech…
Świetnie.
Teraz widziałam już normalnie. Mogłam z
powrotem oddychać. Głośno wciągnęłam powietrze, a po policzkach spłynęły mi
łzy.
- Już dobrze – wyszeptał chłopak. – Chcesz się
położyć? Możemy kiedy indziej pogadać.
Skinęłam głową.
- Okay, poczekaj chwilę. – wstał i podszedł do
łóżka, aby je pościelić.
Przyglądałam się jego spokojnym ruchom. Takie
idealne, bez żadnej pomyłki. Jego pewny krok, kiedy do mnie podchodził.
- Wstawaj – zakomenderował, a ja podniosłam
się z fotela, tylko po to, aby z powrotem na niego opaść. Wciąż byłam osłabiona
i kręciło mi się w głowie. – Dobra, daj rękę.
Podał mi rękę, a ja wsunęłam w nią swoją dłoń.
Moja była drobna i lodowata; jego ciepła i silna. Podciągnął mnie do góry i
otoczył ramieniem w talii, abym nie zderzyła się z podłogą. Powoli podeszliśmy
do łóżka i usiedliśmy. Podciągnęłam nogi pod brodę i objęłam je. Przymknęłam
oczy.
- A! – pod powiekami zobaczyłam płonącego
żołnierza i Drew, więc gwałtownie otworzyłam oczy. Mój oddech przyspieszył.
- Co się stało? – przestraszony chłopak
położył mi dłoń na kolanie, ale ja się odsunęłam. On się przybliżył, a ja
ponownie się odsunęłam. Czy on naprawdę
nie rozumie, że nie chcę, żeby mnie dotykał?
Uderzyłam plecami w coś twardego. Rama łóżka.
Nie mam już gdzie uciekać.
Westchnęłam i pozwoliłam mu się przysunąć.
- Nic – odpowiedziałam na zadane pytanie.
- Co? – zmarszczył brwi.
Przewróciłam oczami.
- Zadałeś mi pytanie. A to jest odpowiedź:
Nie.
- Nie wierzę ci.
Szeroko otworzyłam oczy, ale po chwili się
opanowałam.
- To trudno. – stwierdziłam. – A teraz czy
mógłbyś się odsunąć, abym mogła się położyć? Jestem strasznie zmęczona. –
ziewnęłam dla podkreślenia ostatnich słów.
- Oczywiście, królewno.
Ostatnim, co zobaczyłam był Liam, kładący się
obok mnie i obejmujący mnie w pasie. A potem
pochłonęły
mnie
koszmary.
-------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję Wam za te wszystkie pozytywne komentarze! Kilka osób pytało się mnie o to czy czytam Wasze blogi. Oczywiście, że czytam! Tylko, że zwykle czytam po jednym rozdziale z każdego tygodniowo, bo po prostu się nie wyrabiam. Przepraszam.
Ważme, że w ogóle czytasz :D A jeszcze ważniejsze, że piszesz. I to tak wspaniałe opowiadania :3 Także po prostu życzę dużo weny, więcej czasu na pisanie i z niecierpliwością czekam na następne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńOjej, ten rozdział był taki super, że super, że super! :D Kocham jak piszesz, piszesz wspaniale, więc pisz dalej. Kocham, kocham... <3
OdpowiedzUsuń