Rozdział 21
Liam zaprowadził mnie do budynku, który
wyglądem przypominał ogromny grobowiec. Była tu budowla z szarego kamienia,
porośniętego mchem. Przywodziła mi na myśl jakiś cmentarz z horrorów, mimo że
nie było wokoło nagrobków.
Wzdrygnęłam się.
- Zimno ci? – spytał chłopak.
Pokręciłam głową.
- Tylko trochę tu… upiornie. – odparłam.
- Trochę tak, ale pomyślałem, że będziesz
chciała to zobaczyć. – zatrzymaliśmy się przed budynkiem. – To jest coś w
rodzaju świątyni Aniołów, powiedziałbym nawet, że domu.
Zadarłam głowę do góry i spojrzałam na napis nad kamiennymi wrotami,
który głosił: "Quia natus est homo in malis, ut exaltetur, scintillae
incendio".
- Co to znaczy? – przeniosłam wzrok na Liama.
- "Bo człowiek rodzi się na niedolę, jak
iskry z pożogi, aby wysoko wzlatać." – odpowiedział.
- Czyli tutaj mieszkają Anioły? – upewniłam
się.
- Akurat tutaj mieszkają Upadłe Anioły. Do
innej kaplicy nie mam prawa wejść. – w jego głosie wyczułam lekki smutek. – Ale
ty jako czysty Anioł możesz wchodzić do każdego anielskiego domu. – uśmiechnął
się do mnie, widząc wahanie w moim wzroku.
- No to… wchodzimy? – położyłam dłoń na
drzwiach, a Liam nakrył ją swoją.
- Wchodzimy – oświadczył i popchnął ciężkie
wrota.
Ciemność.
To było pierwsze co zobaczyłam, kiedy drzwi
zamknęły się za nami z nieprzyzwoitym dla tego pobożnego miejsca hukiem. Po
kilku minutach, gdy mój wzrok przyzwyczaił się do panującego wokoło mroku,
udało mi się zobaczyć niewielkie świece w rogach pomieszczenia, które
oświetlały wyżłobione na ścianach napisy.
Obejrzałam się za siebie w poszukiwaniu
towarzysza, ale nigdzie go nie widziałam.
- Liam? – szepnęłam, a czyjeś palce splotły
się z moimi.
Stłumiłam krzyk.
- Tu jestem – odpowiedział.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam znajomą czarną
czuprynę. Za chłopakiem podążało coś w rodzaju cienia. Przyjrzałam się temu
dokładniej.
To nie był cień.
To były skrzydła.
Pióra, które je pokrywały były czarne niczym
noc i lśniły się w nikłym blasku świec. Same skrzydła były ogromne – prawie
dwukrotnie większe od Liama, który uchylił jedno z nich, abym mogła go dotknąć.
Spojrzałam mu w oczy, a kiedy zobaczyłam w
nich potwierdzenie, wyciągnęłam niepewnie dłoń i dotknęłam piór opuszkami
palców.
- Piękne – wyszeptałam z fascynacją w głosie.
- Spójrz na swoje – poradził.
Obejrzałam się do tyłu.
Z moich pleców wyrastały skrzydła takie same
jak Liama, tylko że białe. Zdawały się świecić w ciemności i rozjaśniać sobą
cały pokój.
Lekko nimi poruszyłam. Zostawiały za sobą coś
w rodzaju śladu.
Ale nie to mnie ciekawiło.
Z powrotem odwróciłam się przodem do
najbliższej świecy i wolnym krokiem się do niej zbliżyłam. Oświetlała ona napis
wyryty na ścianie: "Et vidi: et ecce equus pallidus: et qui sedebat super
eum, nomen illi Mors, et infernus sequebatur eum, et data est illi potestas
super quatuor partes terræ, interficere gladio, fame, et morte, et bestiis
terræ."
Przesunęłam po nim palcami, próbując odgadnąć
co on może oznaczać. Po chwili palce Liama znalazły się obok moich, dotykając
liter.
- To po łacinie – wyjaśnił. – Jak
zresztą wszystkie cytaty tutaj. Ten mówi o Śmierci.
- Co tu jest napisane?
- "I widziałem, a oto siwy koń, a temu,
który na nim siedział, było na imię Śmierć, a piekło szło za nim; i dano im
władzę nad czwartą częścią ziemi, by zabijali mieczem i głodem, i morem, i
przez dzikie zwierzęta ziemi." – zacytował.
- Przyjemnie – stwierdziłam.
W ciemności rozbłysły jego zęby. Podeszłam do
kolejnego z napisów.
- A ten? O czym mówi?
- Niestety, królewno, ale takich rzeczy nie
można sobie odczytywać od tak. Nie bez powodu są wyryte właśnie tutaj. –
odparł.
Odwróciłam się do niego i założyłam ramiona na
piersi.
- Grabisz sobie, Upadły. – zagroziłam.
- No cóż, nie mam zamiaru kusić losu, tylko
dlatego, że ty oto prosisz – westchnął i ruszył w stronę korytarza, którego
wcześniej nie dostrzegłam.
- Hej! – krzyknęłam za nim i zrównałam z nim
krok. – Dokąd idziemy?
- Pomyślałem, że może chcesz się zobaczyć z
ojcem – odpowiedział, jak gdyby nigdy nic.
- A skąd ten pomysł?
- Nie kłam, że nie mam racji.
Westchnęłam głośno i zatrzymałam się obok
niego przy wejściu do kolejnego "pomieszczenia". Przed nami była
ściana, jakby droga się skończyła, lecz Liam zupełnie się tym nie przejmował.
Na owej ścianie była kolejna świeca oświetlająca stary napis.
- Facilis Descensus Averni – odczytałam. – A
to możesz przetłumaczyć czy też jest niesamowicie niebezpieczne? – przewróciłam
oczami.
- "Łatwe jest zejście do piekieł" –
odparł i zaczął gmerać przy świecy.
Po kilku sekundach, rozwarły się ukryte w
ścianie drzwi i ponownie ruszyliśmy przed siebie.
- Po co tu są te wszystkie napisy? –
zapytałam.
- Zaczynam wątpić w to, czy dobrze zrobiłem
przyprowadzając cię tu.
Westchnęłam ciężko.
- Okay, już się nie odzywam.
Szliśmy w milczeniu przez ciemne korytarze
świątyni, aż w końcu zobaczyłam niewielkie światło przed nami. Niewielki otwór
okazał się być drzwiami do czegoś w rodzaju głównego placu. Kiedy tam weszliśmy
zalało nas ciemne światło (wiem, brzmi to dziwnie, ale to naprawdę tak
wyglądało), a dookoła zobaczyłam Anioły.
Zresztą nie tylko Anioły.
Wszędzie wokół roiło się od mrocznych istot,
napawających mnie dziwnym lękiem. Niektóre z nich, takie jak wampiry,
wilkołaki, elfy, wróżki i Mroczne Anioły rozpoznawałam, ale reszta była w moich
oczach tylko powykręcanymi abstrakcjami. Część z nich nie miała rąk albo nóg,
część oczy w dziwnych miejscach, a część nie posiadała nawet głów, a ich nosy,
uszy lub usta były umieszczone na rękach i nogach.
Ledwo powstrzymywałam odruch wymiotny.
Szarpnęłam Liama za rękaw.
- Czy możemy wracać? Jednak nie chcę zobaczyć
się z tatą. – wyszeptałam tuż przy jego uchu w obawie, że ktoś nas podsłuchuje
i nie będzie chciał nas wypuścić.
Popatrzył na mnie spod uniesionych brwi.
- Jesteś pewna?
Pokiwałam głową, a on zagwizdał jakąś melodię
i już po chwili staliśmy przed domem Aniołów.
- O kurde. – skomentowałam. – Nie wiedziałam,
że tak potrafisz.
- Potrafię wiele rzeczy, królewno.
- A potrafisz sprowadzić nas z powrotem do
domu? – pytam z nadzieją w głosie, bo na dworze zdążyło się już ściemnić.
- Niestety jesteśmy zmuszeni wrócić na
piechotę.
Spoglądam na dróżkę, którą tu przyszliśmy.
- No to jesteś zmuszony mnie zanieść, bo tam
nie wchodzę – kiwnęłam w stronę lasu.
Liam uśmiechnął się i wziął mnie na barana.
- A ty twierdziłaś, że nie jesteś humorzasta,
Cassy.
-------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba, bo wreszcie pojawia się coś więcej niż tylko Anioły i Półanioły :D Wydaje mi się, że powoli wszystko zaczyna się wyjaśniać, więc postaram się jeszcze trochę namieszać XD
Czytasz = Komentujesz, to bardzo motywuje ;) Dawajcie linki do swoich blogów, to bardzo chętnie przeczytam ;)
PS Chcielibyście coś w rodzaju sylwestrowego one-shota? Bo ten świąteczny kompletnie mi nie wyszedł, ale mogę napisać jakiś one-shot z istniejącymi już bohaterami moich opowiadań, np. z Nicky i Liamem lub Ash i Pestem, albo ewentualnie z Leonardem i Sloane, podoba się Wam taki pomysł? Jeśli tak to proszę o szybkie odpowiedzi, bo musiałabym go już zacząć pisać :)
PS Chcielibyście coś w rodzaju sylwestrowego one-shota? Bo ten świąteczny kompletnie mi nie wyszedł, ale mogę napisać jakiś one-shot z istniejącymi już bohaterami moich opowiadań, np. z Nicky i Liamem lub Ash i Pestem, albo ewentualnie z Leonardem i Sloane, podoba się Wam taki pomysł? Jeśli tak to proszę o szybkie odpowiedzi, bo musiałabym go już zacząć pisać :)
Wspaniały rozdział. Z tym one-shotem to dobry pomysł :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział<3
Rozdział się podobał, nawet bardzo. A ten "dom" taki straszny :o Skąd w Twojej wybobraźni biorą się takie rzeczy...? :P Czekam na następny, one-shoota też z chęcią zobaczę :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
fightersofthefuture.blogspot.com
arrowtales.blogspot.com
fieryknife.blogspot.com
Super rozdział :) Taki mroczy, a ja lubię takie klimaty ;) One-shot to też świetny pomysł ;) Czekam na następny :D
OdpowiedzUsuń