poniedziałek, 29 grudnia 2014

The Angel of the Earth - Chapter 21



Rozdział 21

Liam zaprowadził mnie do budynku, który wyglądem przypominał ogromny grobowiec. Była tu budowla z szarego kamienia, porośniętego mchem. Przywodziła mi na myśl jakiś cmentarz z horrorów, mimo że nie było wokoło nagrobków.
Wzdrygnęłam się.
- Zimno ci? – spytał chłopak.
Pokręciłam głową.
- Tylko trochę tu… upiornie. – odparłam.
- Trochę tak, ale pomyślałem, że będziesz chciała to zobaczyć. – zatrzymaliśmy się przed budynkiem. – To jest coś w rodzaju świątyni Aniołów, powiedziałbym nawet, że domu.
Zadarłam głowę do góry  i spojrzałam na napis nad kamiennymi wrotami, który głosił: "Quia natus est homo in malis, ut exaltetur, scintillae incendio".
- Co to znaczy? – przeniosłam wzrok na Liama.
- "Bo człowiek rodzi się na niedolę, jak iskry z pożogi, aby wysoko wzlatać." – odpowiedział.
- Czyli tutaj mieszkają Anioły? – upewniłam się.
- Akurat tutaj mieszkają Upadłe Anioły. Do innej kaplicy nie mam prawa wejść. – w jego głosie wyczułam lekki smutek. – Ale ty jako czysty Anioł możesz wchodzić do każdego anielskiego domu. – uśmiechnął się do mnie, widząc wahanie w moim wzroku.
- No to… wchodzimy? – położyłam dłoń na drzwiach, a Liam nakrył ją swoją.
- Wchodzimy – oświadczył i popchnął ciężkie wrota.
Ciemność.
To było pierwsze co zobaczyłam, kiedy drzwi zamknęły się za nami z nieprzyzwoitym dla tego pobożnego miejsca hukiem. Po kilku minutach, gdy mój wzrok przyzwyczaił się do panującego wokoło mroku, udało mi się zobaczyć niewielkie świece w rogach pomieszczenia, które oświetlały wyżłobione na ścianach napisy.
Obejrzałam się za siebie w poszukiwaniu towarzysza, ale nigdzie go nie widziałam.
- Liam? – szepnęłam, a czyjeś palce splotły się z moimi.
Stłumiłam krzyk.
- Tu jestem – odpowiedział.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam znajomą czarną czuprynę. Za chłopakiem podążało coś w rodzaju cienia. Przyjrzałam się temu dokładniej.
To nie był cień.                                
To były skrzydła.
Pióra, które je pokrywały były czarne niczym noc i lśniły się w nikłym blasku świec. Same skrzydła były ogromne – prawie dwukrotnie większe od Liama, który uchylił jedno z nich, abym mogła go dotknąć.
Spojrzałam mu w oczy, a kiedy zobaczyłam w nich potwierdzenie, wyciągnęłam niepewnie dłoń i dotknęłam piór opuszkami palców.
- Piękne – wyszeptałam z fascynacją w głosie.
- Spójrz na swoje – poradził.
Obejrzałam się do tyłu.
Z moich pleców wyrastały skrzydła takie same jak Liama, tylko że białe. Zdawały się świecić w ciemności i rozjaśniać sobą cały pokój.
Lekko nimi poruszyłam. Zostawiały za sobą coś w rodzaju śladu.
Ale nie to mnie ciekawiło.
Z powrotem odwróciłam się przodem do najbliższej świecy i wolnym krokiem się do niej zbliżyłam. Oświetlała ona napis wyryty na ścianie: "Et vidi: et ecce equus pallidus: et qui sedebat super eum, nomen illi Mors, et infernus sequebatur eum, et data est illi potestas super quatuor partes terræ, interficere gladio, fame, et morte, et bestiis terræ."
Przesunęłam po nim palcami, próbując odgadnąć co on może oznaczać. Po chwili palce Liama znalazły się obok moich, dotykając liter.
- To po łacinie – wyjaśnił. – Jak zresztą wszystkie cytaty tutaj. Ten mówi o Śmierci.                    
- Co tu jest napisane?
- "I widziałem, a oto siwy koń, a temu, który na nim siedział, było na imię Śmierć, a piekło szło za nim; i dano im władzę nad czwartą częścią ziemi, by zabijali mieczem i głodem, i morem, i przez dzikie zwierzęta ziemi." – zacytował.
- Przyjemnie – stwierdziłam.
W ciemności rozbłysły jego zęby. Podeszłam do kolejnego z napisów.
- A ten? O czym mówi?
- Niestety, królewno, ale takich rzeczy nie można sobie odczytywać od tak. Nie bez powodu są wyryte właśnie tutaj. – odparł.
Odwróciłam się do niego i założyłam ramiona na piersi.
- Grabisz sobie, Upadły. – zagroziłam.
- No cóż, nie mam zamiaru kusić losu, tylko dlatego, że ty oto prosisz – westchnął i ruszył w stronę korytarza, którego wcześniej nie dostrzegłam.
- Hej! – krzyknęłam za nim i zrównałam z nim krok. – Dokąd idziemy?
- Pomyślałem, że może chcesz się zobaczyć z ojcem – odpowiedział, jak gdyby nigdy nic.
- A skąd ten pomysł?
- Nie kłam, że nie mam racji.
Westchnęłam głośno i zatrzymałam się obok niego przy wejściu do kolejnego "pomieszczenia". Przed nami była ściana, jakby droga się skończyła, lecz Liam zupełnie się tym nie przejmował. Na owej ścianie była kolejna świeca oświetlająca stary napis.
- Facilis Descensus Averni – odczytałam. – A to możesz przetłumaczyć czy też jest niesamowicie niebezpieczne? – przewróciłam oczami.
- "Łatwe jest zejście do piekieł" – odparł i zaczął gmerać przy świecy.
Po kilku sekundach, rozwarły się ukryte w ścianie drzwi i ponownie ruszyliśmy przed siebie.
- Po co tu są te wszystkie napisy? – zapytałam.
- Zaczynam wątpić w to, czy dobrze zrobiłem przyprowadzając cię tu.
Westchnęłam ciężko.
- Okay, już się nie odzywam.
Szliśmy w milczeniu przez ciemne korytarze świątyni, aż w końcu zobaczyłam niewielkie światło przed nami. Niewielki otwór okazał się być drzwiami do czegoś w rodzaju głównego placu. Kiedy tam weszliśmy zalało nas ciemne światło (wiem, brzmi to dziwnie, ale to naprawdę tak wyglądało), a dookoła zobaczyłam Anioły.
Zresztą nie tylko Anioły.
Wszędzie wokół roiło się od mrocznych istot, napawających mnie dziwnym lękiem. Niektóre z nich, takie jak wampiry, wilkołaki, elfy, wróżki i Mroczne Anioły rozpoznawałam, ale reszta była w moich oczach tylko powykręcanymi abstrakcjami. Część z nich nie miała rąk albo nóg, część oczy w dziwnych miejscach, a część nie posiadała nawet głów, a ich nosy, uszy lub usta były umieszczone na rękach i nogach.
Ledwo powstrzymywałam odruch wymiotny.
Szarpnęłam Liama za rękaw.
- Czy możemy wracać? Jednak nie chcę zobaczyć się z tatą. – wyszeptałam tuż przy jego uchu w obawie, że ktoś nas podsłuchuje i nie będzie chciał nas wypuścić.
Popatrzył na mnie spod uniesionych brwi.
- Jesteś pewna?
Pokiwałam głową, a on zagwizdał jakąś melodię i już po chwili staliśmy przed domem Aniołów.
- O kurde. – skomentowałam. – Nie wiedziałam, że tak potrafisz.
- Potrafię wiele rzeczy, królewno.
- A potrafisz sprowadzić nas z powrotem do domu? – pytam z nadzieją w głosie, bo na dworze zdążyło się już ściemnić.
- Niestety jesteśmy zmuszeni wrócić na piechotę.
Spoglądam na dróżkę, którą tu przyszliśmy.
- No to jesteś zmuszony mnie zanieść, bo tam nie wchodzę – kiwnęłam w stronę lasu.
Liam uśmiechnął się i wziął mnie na barana.
- A ty twierdziłaś, że nie jesteś humorzasta, Cassy.

-------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba, bo wreszcie pojawia się coś więcej niż tylko Anioły i Półanioły :D Wydaje mi się, że powoli wszystko zaczyna się wyjaśniać, więc postaram się jeszcze trochę namieszać XD 
Czytasz = Komentujesz, to bardzo motywuje ;) Dawajcie linki do swoich blogów, to bardzo chętnie przeczytam ;)
PS Chcielibyście coś w rodzaju sylwestrowego one-shota? Bo ten świąteczny kompletnie mi nie wyszedł, ale mogę napisać jakiś one-shot z istniejącymi już bohaterami moich opowiadań, np. z Nicky i Liamem lub Ash i Pestem, albo ewentualnie z Leonardem i Sloane, podoba się Wam taki pomysł? Jeśli tak to proszę o szybkie odpowiedzi, bo musiałabym go już zacząć pisać :)

3 komentarze:

  1. Wspaniały rozdział. Z tym one-shotem to dobry pomysł :)
    Czekam na kolejny rozdział<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział się podobał, nawet bardzo. A ten "dom" taki straszny :o Skąd w Twojej wybobraźni biorą się takie rzeczy...? :P Czekam na następny, one-shoota też z chęcią zobaczę :D

    Pozdrawiam :*
    fightersofthefuture.blogspot.com
    arrowtales.blogspot.com
    fieryknife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :) Taki mroczy, a ja lubię takie klimaty ;) One-shot to też świetny pomysł ;) Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
To jedyna zasada panująca na moim blogu :) Bardzo zależy mi na Waszych komentarzach, ponieważ one motywują do dalszego pisania ;) Mam nadzieję, że weźmiecie to pod uwagę. Bardzo chętnie wejdę również na Wasze blogi, jeśli zostawicie link w komentarzu :)