We are not alone anymore
Wzięłam do ręki nóż i dotknęłam nadgarstka. Jeśli
zrobiłabym głębokie rany na obu ramionach, to bez problemu mogłabym umrzeć,
czego tak bardzo pragnę. Z drugiej strony, nie było sensu się spieszyć. Był
Nowy Rok, a ja zawsze uwielbiałam fajerwerki. Fascynowały mnie te kolorowe
iskry, wybuchające na niebie, to w jakie niesamowite wzory potrafiły się
układać. Ale widywałam je tylko raz w roku.
Odłożyłam nóż z powrotem na blat i uśmiechnęłam się
szeroko. Do głowy wpadła mi naprawdę absurdalna myśl – najpierw zrobię obchód
po mieście, podziwiając kolorowe wybuchy, a następnie zakończę wycieczkę
śmiertelnym mostem. Uradowana moją wspaniałomyślnością i myślą, że zginę,
patrząc na fajerwerki, wciągnęłam przez głowę moją czarną bluzę i wybiegłam na
dwór. Nie opłacało mi się zamykać domu. Mieszkałam w nim kompletnie sama, odkąd
po śmierci mojego brata zaczęłam się zmagać z głęboką depresją. Rodzice zrobili
przezabawne (przynajmniej inni tak je określali) przedstawienie, dosłownie
wyrzucając mnie z domu i krzycząc na mnie, że nie ich dzieckiem.
Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie tej sytuacji i
skupiłam myśli na obecnej chwili. Miałam oglądać fajerwerki. Po raz ostatni.
Ruszyłam przed siebie, a moje trampki boleśnie
uderzały o chodnik. Na moje szczęście, tu, gdzie mieszkałam, zimy bardzo rzadko
bywały zimne, więc temperatura na dworze wynosiła koło piętnastu stopni. Mimo
wszystko, za każdym razem kiedy mocniej powiał wiatr, przechodził mnie dreszcz.
Początkowo było to dość dokuczliwe, ale gdy tylko zobaczyłam pierwsze fajerwerki,
od razu zapomniałam o wszystkim dookoła.
Usiadłam na ziemi po turecku i spojrzałam w niebo.
Tam wysoko, co chwilę pojawiały się wzlatujące, niczym komety, fajerwerki i
wybuchały powodując dudniący w uszach hałas. Przymknęłam powieki i przez chwilę
wsłuchiwałam się w wybuchy, ale szybko zabrakło mi widoku kolorowych świateł. Otworzyłam
oczy, uderzyło mnie czerwone światło zasłaniające całe niebo. Uśmiechnęłam się
pod nosem i zerknęłam na zegarek. Była równo 23. Westchnęłam, wstając. Więcej
kolorowych wybuchów pooglądam z mostu.
Ze swojego aktualnego miejsca do mostu miałam około
piętnastu minut, więc niespiesznym krokiem ruszyłam przed siebie. Po drodze
zahaczyłam jeszcze o sklep, aby kupić jakieś wino, przecież nawet jeśli dzisiaj
moje życie miało się skończyć to nadal trzeba uczcić sylwestra. Doszłam do
mostu z, o dziwo, pełną butelką i podpierając się rękami usiadłam na barierce,
niezbyt skutecznie zapobiegającej mojemu upadkowi. Wino postawiłam na ziemi,
cierpliwe czekając na godzinę bliższą północy.
Stąd całe miasto wyglądało tak spokojnie, tylko
fajerwerki zakłócały idealną ciszę. Znajdowałam się daleko od mieszkań, więc
nikt nie krzyczał ani nie łaził po ulicy, zataczając się. Uśmiechnęłam się do
siebie i wlepiłam wzrok w różnokolorowe fajerwerki. Każda z nich była unikalna –
inny kolor, kształt, dźwięk, a nawet sposób w jaki wybucha. Były trochę podobne
do ludzi, którzy niesamowicie różnią się od siebie, a mimo wszystko, są prawie
identyczni; którzy zaczynają gdzieś na dole, po czym wzbijają się coraz wyżej,
zbierając coraz więcej doświadczenia i coraz bardziej się starzejąc, aż na
końcu wybuchają niczym te fajerwerki i zostają zakopani pod ziemią.
Znów spojrzałam na zegarek, ale do północy nadal
zostało ponad pół godziny. Westchnęłam i popatrzyłam na rzekę w dole. Jej woda
mieniła się w świetle fajerwerków i księżyca na milion różnych kolorów.
Nagle na moście rozległy się głośne kroki. Odwróciłam
głowę w stronę źródła dźwięku, ale nie zobaczyłam nic prócz ciemności.
Wzruszyłam ramionami i z powrotem skierowałam wzrok przed siebie, nie przejęta
hałasem. Pewnie jakiś zabłąkany imprezowicz się tu szlajał.
- Ładnie, prawda?
Podskoczyłam na dźwięk obcego głosu i prawie
przedwcześnie zsunęłam się z barierki, lecz czyjeś silne dłonie mnie
przytrzymały. Przełknęłam ślinę i spojrzałam w bok. Moim oczom ukazał się
chłopak, mniej więcej dziewiętnastoletni. Do niebieskich oczu wpadały mu
ciemnozłote kosmyki, zasłaniając jego czoło. Na sobie miał tylko cienką kurtkę,
które lekko opinała się na ramionach, dzięki czemu, było widać, że jest silny.
Na jego twarzy gościł miły uśmiech, który zdradzał, że ani trochę nie domyślał się
moich zamiarów.
Skinęłam głową niezdolna mu nic odpowiedzieć.
- Co tu porabia taka piękna dziewczyna, o tak
późnej porze? – spytał.
Przewróciłam oczami. Nie byłam piękna. Miałam
wiecznie zniszczone jasnobrązowe brązowe włosy i ciemnoszare oczy.
- Jestem Megan – odparłam oschle, podając mu rękę.
- Skąd ta wrogość? – uniósł wysoko brwi. – Jestem Luke
– uścisnął moją rękę.
Nie wiedziałam co ma zrobić – przecież nie mogłam
sobie stąd pójść, ponieważ była to główna atrakcja tego wieczoru. Tak naprawdę
mogłam z nim pogadać to może sobie pójdzie.
- A czemuż to spędzasz samotnie sylwestra? –
zagadnęłam.
Wzruszył ramionami.
- Nie mam nikogo z kim chciałbym spędzić czas. A
ty?
Przygryzłam wargę. Co miałam mu powiedzieć? A,
rodzice mnie wyrzucili, to postanowiłam skrócić sobie życie? Trochę marne
wytłumaczenie.
- Rodzice poszli do znajomych, więc tak czy siak
siedziałam sama. Wszystkie koleżanki się poumawiały – skłamałam gładko.
Skinął głową. Przez kilka minut siedzieliśmy w
zupełnej ciszy.
- Która godzina? – Zapytał w końcu Luke.
Po raz trzeci tego dnia zerknęłam na zegarek.
- Za piętnaście minut mamy nowy rok – oznajmiłam.
Luke od razu się rozpromienił i, ku mojemu
zdziwieniu, objął mnie w talii.
- Mam wino – powiedziałam cicho. Moje serce waliło
jak młot, kiedy on mnie dotykał.
Luke zdawał się nie słyszeć moich słów. Przyciągnął
mnie do siebie mocniej, tak, że musiałam oprzeć głowę na jego ramieniu.
- Co… Co ty robisz? – wyszeptałam.
- Wcale nie musimy świętować sami – odpowiedział tajemniczo.
– Mamy siebie.
Spojrzałam na niego i nagle wszystko stało się
jasne. Nie chciałam skakać. Już nie. Chciałam świętować Nowy Rok razem z
Lukiem, którego znałam dopiero niecałą godzinę, ale lubiłam jego towarzystwo
bardziej niż własnych rodziców. Był mi w tej chwili najbliższą osobą, a do tego
chciał ze mną spędzić sylwestra.
Po chwili on odwrócił głowę i popatrzył w moje
oczy. Zerknęłam z ukosa na urządzenie na moim nadgarstku, które wskazywało
godzinę dwunastą. Niespodziewanie dookoła nas rozległy się głośne krzyki
odliczające czas do tego wielkiego wydarzenia. Oboje wybuchliśmy śmiechem,
słuchając odliczania.
5…
4…
3..
2…
1…
Usta Luka zetknęły się moimi, bez słów przekazując
mi noworoczne życzenia. Smakował miętą, a jego usta były ciepłe, mimo chłodu
wokół. Objęłam go mocniej, aby nie spaść i rozdzieliłam nasze usta.
- Szczęśliwego Nowego Roku – wyszeptałam, tak
blisko jego ust, że musnęliśmy się wargami.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Megan – kąciki jego ust
uniosły się w uśmiechu, którego nie zapomnę do końca życia.
------------------------------------------------------------------------
Szczęśliwego Nowego Roku, Kochani!
Macie jakieś postanowienia noworoczne?
Nie mogę się specjalnie rozpisywać, bo zaraz jadę na sylwestra do koleżanki, ale muszę się Wam przyznać, że fabuły nie wymyśliłam całkowicie sama, ale z przyjaciółką :( Mam jednak nadzieję, że tak czy siak Wam się podoba. :)
Jeszcze raz Szczęśliwego Nowego Roku i żeby było to kolejny wspaniały rok ;)
PS U mnie już od wczoraj strzelają, a teraz już bez przerwy, więc pisałam to dręczona wybuchami za oknem :D Przepraszam za ewentualne błędy ;D
PS U mnie już od wczoraj strzelają, a teraz już bez przerwy, więc pisałam to dręczona wybuchami za oknem :D Przepraszam za ewentualne błędy ;D