niedziela, 2 listopada 2014

The Angel of the Earth - Chapter 3



Rozdział 3
Leżałam na łóżku i wpatrywałam się w mój jasnofioletowy sufit. "Pogadanka" z mamą nie trwała długo; najpierw na mnie nawrzeszczała, a potem szybko umknęłam na górę do swojego pokoju, odprowadzana jej wrzaskami. Jakieś pół godziny temu przyszła i przez drzwi poinformowała mnie, że mam szlaban na dwa tygodnie i nie mogę spotykać się poza domem. Świetnie.
Na szczęście nie powiedziała nic o rozmowach przez telefon.
Nie przepadałam za rozmowami telefonicznymi, bo po pierwsze - zniekształcały głos, po drugie - rozmowa mogła ci się urwać w połowie, gdy straci się zasięg. Mimo to, sięgnęłam po telefon i wyjęłam z kieszeni karteczkę od Willa. Po przepisaniu numeru wcisnęłam zielona słuchawkę i przyłożyłam urządzenie do ucha. Will odebrał po dwóch sygnałach, dużo szybciej niż Martha.
- Halo? – po kilku sekundach usłyszałam znajomy głos. Uff… Już się bałam, że pokręciłam jakieś cyfry.
- Hej. To ja. Znaczy Nicky. – uśmiechnęłam się mimo woli, takie rozmowy mnie krępowały i często traciłam rezon.
- O, hej. – w jego głosie wyczułam lekkie zdziwienie. – Nie sądziłem, że tak szybko zadzwonisz.
Zachichotałam.
- Pamiętasz jak mówiłam, że mama będzie wściekła?
- Mhm… - potwierdził niedbale, ale wyraźnie czekał na dalszą część opowiadania.
- No więc teraz siedzę uziemiona w pokoju na dwa tygodnie i po prostu… - czy ja mu właśnie powiedziałam, że w wieku szesnastu lat dostaję kary, jak małe dziecko? No cóż, wymsknęło się, zobaczymy jak zareaguje. – nudziło mi się, więc co mi szkodzi, pomyślałam, zadzwonię do mojego napastnika. – dokończyłam.
Po drugiej stronie rozległ się śmiech. Najwyraźniej rozbawiło go moje błyskotliwe poczucie humoru, które pierwszy raz od roku podpowiedziało mi, żeby zamiast słowa "Will" użyć "napastnik".
- Zgadzam się z tobą w stu procentach. – wiedziałam, że się uśmiecha. – W sumie u mnie też niewiele się dzieje.
Na kilka nieznośnych sekund zapadła cisza. Przerwał ją dopiero głośny okrzyk Willa:
- Ha! Już wiem!
- Słucham? – uniosłam brwi, świadoma, że on nie może zobaczyć mojego gestu.
- Nie "słucham" tylko "co". – skarcił mnie, a ja się roześmiałam. – Rozmawiasz ze swoim najlepszym przyjacielem, którego znasz już aż cały boży dzień, a nie z kimś dorosłym. – dodał, a ja nie pozwoliłam mu mówić dalej, bo znowu zaczęłam się śmiać. – A teraz odpowiem ci na twoje pytanie: Wpadłem na wspaniały pomysł.
- Podzielisz się nim ze mną czy zachowasz go dla siebie?
- Podzielę, bo bez ciebie cały mój plan wziął by w łeb.
- Aż taka jestem ważna? – chciałam się z nim trochę podrażnić.
- Oczywiście, bo musisz wiedzieć, że telefon nie jest moim ulubionym urządzeniem do komunikacji. Osobiście wolę rozmawiać twarzą w twarz.
- Ja też. – przerwałam mu.
- Właśnie. – poparł mnie. – Więc oto mój pomysł: mieszkasz na parterze czy na piętrze?
- Co? – zapytałam śmiejąc się. – Na piętrze.
W słuchawce zapadła cisza. Słyszałam tylko ciche kliknięcia, jakby ktoś stukał w klawiaturę komputera.
- Will? Jesteś tam?
- Tak – odparł. – No cóż, coś poradzimy na twój pokój na piętrze.
Nie odpowiedziałam. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi, ale bardzo chciałam się dowiedzieć.
- Ykmh! – odchrząknęła osoba po drugiej stronie linii. – Możesz poczekać tak… powiedzmy z dwadzieścia minut?
- Yyy… Tak? – nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Okay. Teraz się rozłączę, a ty czekaj aż znowu zadzwonię, dobra? – zapytał.
- Dobra – zgodziłam się i po drugiej stronie zapadła głucha cisza.
Lubiłam Willa. Nawet po tych zaledwie kilku godzinach znajomości był mi bliższy niż Martha po sześciu latach. Lepiej mi się z nim rozmawiało, a do tego powiedział, że jesteśmy przyjaciółmi; Martha nigdy mi tak nie powiedziała. Wątpie czy w ogóle uważała nas za przyjaciółki, ale była jedyną osobą, która się ze mnie nie śmiała… Jedyną, która…
Moje rozmyślania przerwał dźwięk telefonu. Poderwałam się z łóżka i odebrałam.
- Siedziałaś z telefonem w ręce czy co? – zapytał zdumiony Will.
- Nie – odburknęłam, ale zaraz się rozchmurzyłam. – No to co masz za plan?
- Podejdź do okna i spójrz w dół. – odparł  i rozłączył się.
Zdezorientowana odłożyłam komórkę i powoli podeszłam do tam gdzie mi kazał. Przez chwilę się zawahałam; a co jeśli on mnie oszukuje? Co jeśli stoi tam ktoś kto będzie się śmiał, że jestem taka naiwna i uwierzyłam jakiemuś chłopakowi, którego nawet nie znam?
Wyrzuciłam te myśli z głowy i szarpnęłam za zasłonę. Ku mojemu zdziwieniu na dole stał Will i machał, żebym otworzyła okno. Szybkim ruchem przesunęłam szybę w górę – teraz okno było otwarte.
- Jest twoja mama? – krzyknął do mnie.
- Nie – odpowiedziałam. Mam przyszła do mnie nie tylko po to, żeby mnie ukarać, ale też po to, aby powiedzieć, że wychodzą i wrócą późno w nocy. Co za pech, pomyślałam.
Chłopak rozejrzał się na boki, machnął ręką i już po chwili stał unoszony przez wodę tuż przede mną. Bez słowa odsunęłam się, a on wszedł i zamknął za sobą okno.
- Co? – odezwał się, gdy zobaczył moją zdziwioną minę.
- Nic – otrząsnęłam się. Usiadłam na łóżku i się do niego uśmiechnęłam. On również posłał mi uśmiech i usiadł obok mnie.
- To… - podwinęłam nogi i usiadłam "po turecku" – miałeś jakiś konkretny cel czy przyszedłeś pogadać?
- Hmmm… - udał, że się zastanawia, a ja pacnęłam go w ramię. – Au! – skrzywił się żartobliwie, a ja wytknęłam mu język. – Nie miałem żadnego powodu. – stwierdził w końcu.
Przyjrzałam mu się dokładniej – był ubrany w wytarte niebieskie jeansy i czerwono-czarną flanelową koszulę. Moją uwagę przyciągnęła biżuteria na jego nadgarstku – była to granatowa bransoletka z muliny z jaśniejszym napisem "WODA".
- Ładna bransoletka – uniosłam brwi i spojrzałam na niego.
- Dzięki – zaśmiał się. – Zrobiła mi ją siostra i nie chciałem jej zrobić przykrości, więc ją założyłem. Z początku chciałem ją chwilę ponosić, a potem zdjąć, ale okazało się, że nie da się jej zdjąć bez popsucia. – uśmiechnął się do mnie z dziwnym smutkiem na twarzy.
- Ile twoja siostra ma lat? – spytałam i od razu tego pożałowałam. Na jego twarzy pojawił się jeszcze większy smutek, a zaraz potem westchnął.
- Powinna mieć teraz dwanaście lat – stwierdził.
Poczułam, że łzy cisną mi się do oczu, bo wiem co teraz powie – że jego siostra nie żyje i zacznie mi opowiadać co się stało, a ja zbyt wrażliwa na takie rzeczy wybuchnę płaczem, wtedy on mnie będzie pocieszał i… Przestań, nakazuję sobie, weź się w garść. Nie możesz się przy nim rozbeczeć, bo co on wtedy o tobie pomyśli?
Zamrugałam kilka razy i mój wzrok odzyskał ostrość.
- Miała sześć lat kiedy to się stało – ciągnął. – Była taka jak ja… jak my… - Jak my? Aha. Chodzi mu o te "czary" z wodą. – Tylko że… nie do końca jak my. Ona potrafiła władać nie jednym żywiołem, tak jak ja, czy ty, ale czterema: wodą, ogniem, powietrzem i ziemią. – opowiadał, a ja siedziałam i słuchałam jak zaczarowana. Władała? Żywiołami? Czterema? – Któregoś dnia zjawili się u nas naukowcy przebrani za lekarzy i powiedzieli, że są ze specjalnej fundacji i bezpłatnie szczepią dzieci na choroby takie jak ospa. Moja mama od razu się zgodziła i chętnie przyjęła tych "lekarzy". Zabrali oni moją siostrę, Ann, i zamknęli się z nią w pokoju, tłumacząc, że chcą to zrobić szybko i mama musi poczekać przed drzwiami. Wszystko było dobrze, dopóki nie usłyszeliśmy silnika samochodu i naukowców odjeżdżających z pod naszego domu. – Will zacisnął powieki, ale po chwili znów je otworzył. – Matka pobiegła do pokoju, gdzie wcześniej zamknęli się ci mężczyźni i przerażona zobaczyła, że Ann zniknęła. Nie było jej, została porwana. Dzwoniliśmy na policję, ale nie udało im się jej znaleźć. Była zbyt niebezpieczna, żeby mogła mieszkać z nami.  - wyznał. - Miałem wtedy dziesięć lat.
Nie wiem, jak pocieszać ludzi. Nigdy nie musiałam tego robić; Martha przychodziła do mnie tylko, gdy miała dobry humor, a kiedy było jej gorzej to wychodziła gdzieś z koleżankami.
Po chwili zastanowienia przysunęłam się do niego i położyłam mu rękę na plecach. Z trudem powstrzymywałam łzy, które piekły mnie w oczy.
- Przykro mi – odpowiedziałam. Chyba tak się mówi, kiedy komuś jest smutno, a ty chcesz mu pomóc, prawda?
Westchnął i podniósł na mnie wzrok.
- To nie twoja wina – odparł. – Nie ma jej już przez sześć lat, może już nie żyje, tego nie wiem i chyba nigdy się tego nie dowiem.
- Nie mów tak – skarciłam go. – To nie jest też twoja wina. Nawet gdybyś był starszy to nie miałbyś jak jej pomóc. Przecież nie rzuciłbyś się za nimi w pogoń. – uśmiechnęłam się do niego pocieszająco, odwzajemnił się tym samym.
- To prawda – przyznał. – Ale może mógłbym zrobić coś więcej, więcej niż stanie na chodniku i gapienie się w ulicę, którą odjechali.
Westchnęłam i już chciałam mu coś odpowiedzieć, kiedy usłyszałam samochód na podjeździe. Spojrzałam na zegarek. Była już 23:00. Podniosłam się z łóżka i wyjrzałam przez okno. Miałam rację – to byli rodzice.
Złapałam Willa za rękę i pociągnęłam go w stronę okna.
- Wychodź, rodzice przyjechali. – nakazałam mu.
- Dobra, dobra – uśmiechnął się do mnie, ale zaraz potem spoważniał. – Jeszcze jedno.
- Co? – byłam już poirytowana, bo w każdej chwili mama mogła tu przyjść i go zobaczyć.
- Wiesz jak się rozpoznaje, czy ktoś jest taki jak my? Czy potrafi władać jakimś żywiołem? – o czym on mówi? Rozpoznawać?
- Nie – odpowiedziałam.
- Każdy z nas ma na lewym obojczyku coś, co wygląda jak tatuaż – tłumaczył. Zgadza się, ja mam, ale z początku myślałam, że to jakieś znamię. – Są cztery rodzaje tych "tatuaży", każdemu odpowiada inny żywioł. Daj mi kartkę – rozkazał.
Podeszłam szybko w stronę biurka i wzięłam kartkę i ołówek. Dałam mu, nakreślił na niej jakieś cztery znaczki, podpisał i mi ją oddał.
- Każdy z żywiołów ma też inny kolor włosów. – uśmiechnął się rozbawiony tym faktem. – Ziemiści mają brązowe…
- Zaraz – przerwałam mu. – Ty masz brązowe, a władasz wodą. – roześmiał się.
- W rzeczywistości jestem blondynem, ale farbuję się, żeby utrudnić rozpoznawanie. – mrugnął do mnie, a ja się uśmiechnęłam. – Wichry mają czarne włosy – ciągnął – Ogniki rude, Wodniki mają blond. – wyjaśnił. Ja mam blond włosy, zgadza się.
- Czy jest jeszcze coś o czym powinnam wiedzieć? – spytałam.
- Na razie nie. – odparł i wyszedł przez okno.

                                                    ----------------------------
Piszcie czy Wam się podoba, bo nie wiem czy mam pisać dalej skoro nie ma żadnych komentarzy ani nic... A do tego mało wyświetleń :( Dajcie jakiś znak, że żyjecie i czytacie :/

3 komentarze:

  1. Oczywiście, że masz pisać dalej! Na prawdę bardzo wciągające, już obserwuję i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja czekam na to co będzie dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie rozumiem, dlaczego ludzie nie komentują twoich opowiadań. Albo blog jest mało znany lub masz fanów leni (nie obrażam xd). Opowiadanie strasznie ciekawe, fajny pomysł z tymi kolorami włosów. :)

    Przepraszam, ze długo nie zaglądałam, brak czasu - mam nadzieję, ze to wyjaśnienie mnie usprawiedliwia :)

    OdpowiedzUsuń

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
To jedyna zasada panująca na moim blogu :) Bardzo zależy mi na Waszych komentarzach, ponieważ one motywują do dalszego pisania ;) Mam nadzieję, że weźmiecie to pod uwagę. Bardzo chętnie wejdę również na Wasze blogi, jeśli zostawicie link w komentarzu :)