Rozdział 4
Siedziałam przy biurku i wpatrywałam się w
symbole, które narysował mi Will. Tak jak wcześniej wspomniał każdy jest inny,
co prawda niewiele się różniły, ale już wiedziałam który to który.
Ziemia to było kółko z dwoma kreskami w środku
– jedną pionową, a drugą poziomą. Obie przecinają się na pół w idealnym środku
koła. Ogień był po prostu zwykłym,
pustym okręgiem. Woda również miała kształt kółka, które pozioma kreska
przecinała na pół. Za to powietrze – również w kształcie koła – miało na środku
niewielką kropkę. Każdy żywioł miał też nazwę dla osoby, która nim władała.
Ziemia – Ziemiści, wiatr – Wichry, ogień – Ogniki i woda – Wodniki.
Już wiem, że Will jest Wodnikiem. Co do siebie
miałam duże wątpliwości. Gdy spojrzałam na swój lewy obojczyk, zauważyłam na
nim – ku mojemu wielkiemu przerażeniu, bo nadal miałam w głowie opowieść
przyjaciela – nie jeden, ale cztery znaki, tak jak u Ann. Zaczynając od mojej
szyi szły w linii prostej aż do mojego ramienia, gdzie znajdował się ostatni
symbol. Najbliżej szyi była ziemia, dalej woda, potem wiatr, a na końcu ogień.
Były czarne jak atrament i gdyby Will mi tego nie wytłumaczył to, gdybym
zobaczyła to u kogoś innego, naprawdę pomyślałabym, że to tatuaż.
Ale teraz w głowie miałam tylko jedno zdanie: Nie było jej, została porwana. Byłam
taka jak ona. Zbyt niebezpieczna, żeby żyć i powinnam zostać zabrana przez
naukowców.
Wstałam od biurka i zwinęłam się w kłębek na
łóżku. Powinnam zadzwonić do Willa i mu to powiedzieć. Powinnam coś zrobić –
uciec i gdzieś się zaszyć; sama i bez przyjaciół. Zastanawiało mnie tylko jedno
– dlaczego mam blond włosy? Czyżby ten żywioł przeważał nad innymi? Nie wiem. Nie było jej, została porwana.
~~~
Rano obudziłam się o pół godziny za wcześnie.
Nie zważając na to wstałam z łóżka i poszłam się umyć. Zleciało mi na tym
właśnie to niepotrzebne trzydzieści minut.
Wychodząc z łazienki spojrzałam w lustro,
wyglądałam tak jak zawsze –trochę za długi nos, wysokie kości policzkowe, pełne
usta, duże niebieskie oczy… Nie, zaraz. Moje oczy nie były już niebieskie.
Znaczy nie do końca niebieskie; teraz były wymieszane z innym kolorem – z
pomarańczowym. Przyjrzałam się im chwilę i wybiegłam przerażona z łazienki.
Nagle z pełną mocą uderzyły we mnie wczorajsze
wspomnienia. Były to zaledwie migawki, tego co się dowiedziałam, uśmiech Willa,
moja ręka na jego plecach… Ale te dwa zdania utknęły mi w pamięci i w żaden z
sposób nie mogłam się ich pozbyć: Nie
było jej, została porwana. Była zbyt niebezpieczna, żeby mieszkać z nami.
Położyłam się na łóżku ciężko dysząc. Nie, to nie prawda, przewidziało mi się.
To nie… Co ja chrzanię! Moje oczy są
pomarańczowe! Przecież sama widziałam! Westchnęłam i zakryłam oczy ręką. No
nic. Nie będę się tym przejmować, pójdę normalnie do szkoły i udam, że nic się
nie stało. Może wtedy moje oczy z powrotem zrobią się niebieskie. Nie będą z powrotem niebieskie i dobrze o
tym wiesz, pomyślałam.
Mimo wszystko wstałam, ubrałam się i wyszłam z
domu. Rodzice na szczęście nie zauważyli zmiany koloru moich tęczówek. Gdy
weszłam do klasy, Willa nie było. No
raczej, bo po co chodzić do szkoły. Wzięłam głęboki wdech i usiadłam obok
Marthy, modląc się w duchu, żeby nic nie zauważyła. A jednak. Zazwyczaj nie
zauważa, że w ogóle jestem, a teraz zauważyła, że coś stało się z jednym z
najmniejszych punktów na mojej twarzy.
- Nicky! – wrzasnęła. – Coś ty zrobiła z
oczami!
Wyciągnęłam rękę przed siebie i niezbyt
delikatnie zakryłam jej buzię; jej oczy zamarły w niemym zdziwieniu.
- Ćśśś! – syknęłam.
- Mmmmmm! – wymamrotała przyjaciółka.
Opuściłam powoli rękę, tak abym w każdej
chwili z powrotem mogła ją położyć na ustach Marthy. Ale ona ku mojemu
zdziwieniu tym razem odezwała się szeptem:
- Już rozumiem – zaczęła – to są soczewki,
które zmieniają ci kolor oczu, żebyś zafascynowała chłopaków. – uśmiechnęła się
złośliwie.
Przewróciłam oczami. Tak. Bo w całym moim
życiu chodzi tylko o chłopaków. Bez słowa odwróciłam się przodem do tablicy i
czekałam na dzwonek.
~~~
Lekcje minęły normalnie – trochę wyśmiewania
się ze mnie i uprzykrzania mi życia. Normalka. Wychodziłam ze szkoły, kiedy
podbiegł do mnie chłopak z mojej klasy – Andrew.
- Nicky! Zaczekaj! – krzyknął i zahamował
przede mną tak gwałtownie, że gdybym się nie odsunęła, to już leżałby na mnie.
Na szczęście w ostatnim momencie złapał równowagę i stanął. Mimowolnie się
uśmiechnęłam.
- Drew, słuchaj, ja muszę iść do domu. –
tłumaczyłam. Nie lubiłam rozmawiać z innymi ludźmi, szczególnie z mojej klasy.
– Mama na mnie czeka, mieliśmy jechać…
- Nie przesadzaj. – przysunął się do mnie tak
blisko, że czułam jego oddech. Był wyższy od Willa, sięgałam Drew zaledwie do
ramienia.
- Nie przesadzam – podniosłam na niego wzrok.
– Ja naprawdę muszę już iść.
- Nigdy nie widziałem takich oczu – przyznał,
wkładając mi dwa palce pod brodę i podnosząc moją głowę tak, że musiałam na
niego patrzeć. – Są piękne.
Gwałtownie mu się wyrwałam, ale on złapał mnie
za nadgarstek.
- Powiedziałem coś nie tak? – uniósł brwi.
- Puszczaj! – szarpnęłam z całej siły ręką,
ale on zamiast tego złapał mnie za drugi nadgarstek i przysunął bliżej. – Czy
ty nie rozumiesz co do ciebie mówię! – naprawdę chciałam, żeby mnie już
zostawił.
- A czy ja powiedziałem coś nie tak? –
odpowiedział pytaniem na pytanie. Dość.
Nagle moje dłonie zajęły się ogniem,
podpalając mu rękawy bluzy. Drew jęknął i mnie puścił. Przerażona rzuciłam się
biegiem. Nie wiedziałam dokąd. Chciałam uciec jak najdalej. Z oczu ciekły mi
łzy. Bałam się. Bałam się tego co zrobiłam.
Po kilku minutach zorientowałam się,
że nie biegłam bez celu – biegłam do zaułku, gdzie Will zaciągnął mnie po
pierwszym moim wypadku. Gdy zobaczyłam znajome śmietniki, natychmiast
skierowałam się w tamtym kierunku. Ale zanim zdążyłam wbiec w zaułek,
zobaczyłam go. Jeszcze mnie nie zauważył.
Chciałam go wyminąć i biec dalej, ale
gdy tamtędy przebiegałam Will zagrodził mi drogę i wpadłam w jego ramiona.
Objął mnie mocno i pogłaskał po włosach.
- Co się stało? – spytał cicho.
- Puść mnie! – wrzeszczałam. W buzi
czułam słony smak łez. – Puszczaj! Idź sobie! Zostaw mnie! Jestem okropna! –
wyrywałam się, miałam już coraz mniej siły, a on nadal nie zamierzał mnie
puścić. – Jestem potworem! Mnie też muszą zabrać!
- Uspokój się – wyszeptał pomiędzy
moim wrzaskami. – Nie wiem o co ci chodzi.
Teraz nie miałam już siły. Opadłam na
kolana, a Will razem ze mną.
- Drew… - zaczęłam, ale nie była w
stanie złożyć sensownego zdania. – Podszedł do mnie… Złapał mnie… Mówił o moich
oczach… - nie byłam pewna czy Will mnie słyszy, ale musiałam się wyżalić. – Ja…
Chciałam mu się wyrwać… Nie miałam siły i on… - wydobył się ze mnie szloch, ale
szybko się pozbierałam i mówiłam dalej. – I ja byłam zła… I moje dłonie zaczęły
płonąć…. I jego bluza… I…
- Już dobrze – odsunął się ode mnie i
spojrzał mi w oczy. – Nie pozwolę cię zabrać. Dopóki jesteś ze mną, nic ci się
nie stanie.
- Wiem – odpowiedziałam i przytuliłam
się do niego.
Siedzieliśmy tak chwilę, aż Will
wydukał:
- Twoje włosy.
- Co? – zmarszczyłam brwi.
- Trzeba je będzie pofarbować. Spójrz.
– podsunął mi kosmyk moich włosów pod twarz. Były rude.
Zaczęłam grzebać w torebce, aż
znalazłam lusterko. Wyjęłam je i się przejrzałam. Większa część moich włosów
była brązowa, tak jak Willa. Miałam czarne odrosty, tak jakbym się farbowała,
do tego z każdego boku twarzy miałam krótszy kosmyk z blond końcówką. Włosy
sięgały mi do łopatek, chociaż zawsze były jedynie do ramion, a oprócz tego
końce moich włosów były rude.
Spojrzałam na Willa.
- Ale… Jak? – spytałam.
- To przez to, że władasz wszystkimi
żywiołami – wyjaśnił. – Zdejmij koszulkę. – rozkazał.
- Co? – zdziwiona uniosłam brwi.
Roześmiał się i rozpiął mi bluzę.
Zrozumiałam o co mu chodzi. Pośpiesznie zdjęłam lewy rękaw bluzy i pokazałam mu
obojczyk. Zaczął wodzić palcami po symbolach.
- Miała takie same – wyszeptał. To
oczywiste, że miał na myśli siostrę.
Przytuliłam go chcąc go pocieszyć.
Chyba pomogło, bo po chwili wstał i pomógł mi się podnieść na nogi.
- Chodźmy – powiedział i wyciągnął do
mnie rękę. Złapałam go i pozwoliłam mu się prowadzić.
------------------------------------------------------------------------------------
Nawet nie wiecie jak się cieszę, że wreszcie ktoś coś napisał! Dziękuję Wam za te pozytywne opinie i mam nadzieję, że pojawi się ich więcej ^^ Zresztą następne rozdziały będą już ciekawsze i przygotowałam dla Was coś szokującego ;) Ale ćśśśś! Nic nie powiem ;D
Hahaha coś szokującego? Nie mogę się doczekać ^__^ Uwielbiam to, co piszesz :) U mnie nowe rozdziały i już niedługo - myślę, że dość intrygujący - kolejny rozdział :3 --> cichyaniol.blogspot.com
OdpowiedzUsuńOch, znalazłam kolejny super blog, z kolejnym super opowiadaniem :) Cudowne :) Na pewno, będę tutaj często zaglądać :) Uwielbiam takie klimaty, jak u Ciebie. Super, super, super! Nie mam czasu czytać, ale to MUSZĘ czytać! ;) Już czekam na kolejny rozdział. Coś szokującego? To będzie jeszcze lepiej? :) Jak ja się cieszę, gdy natrafiam na takie blogi, jak Twój :) Pozdrawiam i życzę dużo, dużo weny :)
OdpowiedzUsuńZajrzysz do mnie w wolnej chwili? :)
http://batmaniaopowiadaniabarbragordonsstory.blogspot.com/
Będzie mi miło, jak pozostawisz komentarz ;)
"Zdejmij koszulkę"- rozwaliło mnie :D też chcę pomarańczowe oczy i takie włosy...
OdpowiedzUsuńsadness-do-not-live-in-the-soul.blogspot.com
"Większa część moich włosów była brązowa, tak jak Willa. Miałam czarne odrosty, tak jakbym się farbowała, do tego z każdego boku twarzy miałam krótszy kosmyk z blond końcówką. Włosy sięgały mi do łopatek, chociaż zawsze były jedynie do ramion, a oprócz tego końce moich włosów były rude. " - Ten fragment najbardziej zapadł mi w pamięci, kurde tyle kolorów włosów? Tak wiem fantastyka, a nawet ja z wybujałą wyobraźnią nie mogę się połapać. Współczuję dziewczynie, nie chciałabym mieć tęczy na głowie.
OdpowiedzUsuń"Zdejmij koszulkę. – rozkazał." - pierwsze skojarzenie - GWAŁT? ;O
Atak po za tym miałam sporo momentów w których padałam ze śmiechu :) Ciekawie, ciekawie ;)
PS. Opublikowałam kolejny rozdział, wpadaj: http://vampireandmillionaire.blogspot.com/