środa, 29 października 2014

The Angel of the Earth - Chapter 2



Rozdział 2
Wbiegłam do klasy, tuż przed tym, jak ktoś - prawdopodobnie Rose - rzucił butem w tablicę. Uniknęłam trafienia obuwiem, ale po chwili i tak znalazłam się na ziemi. Spojrzałam w górę i zobaczyłam stojącą nade mną wściekłą Rose. Podniosłam się szybko i zrobiłam krok w tył, aby znowu nie mogła mnie przewrócić.
- Nicky Evans! –krzyknęła pani, a ja skupiłam na niej całą swoją uwagę. – Co to miało być, do cholery jasnej?! – zrobiła krok w moją stronę.
- Ja… Ja… - nie miałam pojęcia jak się wytłumaczyć. Co miałam powiedzieć? Przepraszam bardzo, że z moich rąk wytrysnął strumień wody? To nie miało by żadnego sensu. – Ja… Przepraszam, nie wiem co się stało. Ja nie chciałam nic zrobić, chciałam tylko bronić Willa i…
- Właśnie gdzie jest Will? – przerwała mi pani, a ja odetchnęłam z ulgą, że nie muszę się dalej tłumaczyć. – Jeszcze przed chwilą tu stał, a teraz… - nauczycielka szeroko otworzyła usta i wskazała na przestrzeń pod tablicą.
- Pewnie skorzystał z zamieszania i uciekł – rzuciłam i wyszłam z klasy. Słyszałam jak nauczycielka krzyczy moje imię, ale nie miałam zamiaru się odwracać. Chciałam iść do domu i zostać sama.

~~~

Mniej więcej koło szóstej zadzwonił  telefon, budząc mnie ze snu. Wyciągnęłam rękę w stronę szafki nocnej, złapałam telefon i spojrzałam na wyświetlacz: Martha. Jeszcze tego mi brakowało: wypytywania dlaczego wyszłam ze szkoły i czy wszystko dobrze. Westchnęłam i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Haloo? – linia po drugiej stronie była dziwnie cicha. – Halo? Martha? – powtórzyłam nieco zirytowana.
- Ymhk! – chrząknęła osoba po drugiej stronie. – Tak to ja. – usłyszałam oburzony głos przyjaciółki. – Co ty odwaliłaś dzisiaj w szkole? I dlaczego uciekłaś? Nawet sobie nie wyobrażasz jaka pani Jones była wściekła!
- Wiem, wiem… Po prostu miałam tego dość, nic więcej. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Aha. – przewróciłam oczami. Wspaniałomyślna odpowiedź. – No dobra, w każdym razie pani Jones kazała ci przyjść jutro do szkoły wcześniej, żeby mogła z tobą porozmawiać. – porozmawiać, jasne.
- Okay. Jeszcze coś?
- Hmm.. Nie. Ja kończę, bo… yyy… No ja muszę coś zrobić. – w słuchawce zapadła cisza.
Odrzuciłam telefon na drugi koniec łóżka i odetchnęłam z ulgą. Rozłączyła się, Bogu dzięki. Uniosłam ręce do twarzy i przyjrzałam się im dokładnie. Jak ja, u licha, strzeliłam wodą z rąk? Przecież to niedorzeczne… A jednak widziałam to. Will też to widział, a na dodatek on też tak potrafi.
Usiadłam na łóżku wyprostowana. Westchnęłam. Wpadłam na bardzo idiotyczny pomysł. Bardzo. Wstałam i podeszłam do biurka. Uruchomiłam komputer i poszłam do toalety.
Gdy wróciłam komputer się już uruchomił i mogłam zrobić to co zamierzałam. Otworzyłam przeglądarkę i włączyłam Facebooka. Zalogowałam się , wyszukałam osobę "Will Garcia". Zabawne. Zwykle jest kilka osób o tym samym nazwisku, a tu nie ma ani jednego. Westchnęłam, odchyliłam się do tyłu i położyłam nogi na blacie biurka. Potrzebuje świeżego powietrza. I to nie takiego, które wlatuje po otwarciu okna. Potrzebuję spaceru. Teraz.
Poderwałam się z krzesła, włożyłam pośpiesznie bluzę z kapturem i wyszłam. Zaczerpnęłam głęboko świeżego powietrza, nie pachniało zbyt ładnie  – śmierdziało spalinami i zgniłymi liśćmi, jesień dobiegała końca. Cóż, pomyślałam, lepsze to niż zaduch domu.
Ruszyłam przed siebie. Nie miałam żadnego określonego celu, chciałam się po prostu przejść. Ale gdy przechodziłam pod szkołą, w mojej głowie pojawił się pomysł. Poszłam tą samą drogą, którą dzisiaj ciągnął mnie Will. Może on tam będzie? Może na mnie czeka, bo przewidział, że przyjdę?
Niestety nie. Kiedy weszłam w ciemny i brudny zaułek nikogo nie było. Rozejrzałam się trochę, aby zapamiętać to miejsce, odwróciłam się i już chciałam wracać, gdy nagle coś, chyba jakiś chłopak, rzucił mi się na plecy i przygwoździł do ziemi. Chciałam się poruszyć, ale mój napastnik usiadł na moich plecach i złapał mnie za nadgarstki.
- Puszczaj idioto! – wrzasnęłam. Jego palce odskoczyły ode mnie jak poparzone, ale nadal siedział na mnie okrakiem. Kiedy poczułam, że moje ręce są wolne, zaczęłam wymachiwać nimi na wszystkie strony.
- Ej! Uspokój się! Nic ci nie zrobię! – znałam ten głos. To on chciał, żebym z nim dzisiaj poszła.
- Will? – uniosłam brwi. – Możesz mi z łaski swojej wytłumaczyć, dlaczego mnie zaatakowałeś?
- Nicky? – usłyszałam zdumiony głos. – Jezu, przepraszam, ja nie chciałem. Wziąłem cię za kogoś innego. – Za kogo? – Co ty tu robisz? Dzisiaj wyraźnie mi powiedziałaś, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. – w jego głosie wyczułam trochę smutku.
- Nie powiem ci, dopóki ze mnie nie zejdziesz. – Will wciąż siedział na mnie i najwyraźniej mu to nie przeszkadzało.
- Ach! No tak! Już schodzę. – wstał powoli, a potem podał mi rękę, żeby pomóc mi wstać. Złapałam go za rękę i całe moje ramię przeszył okropny ból.
- Auć – wydałam z siebie cichy jęk. Nie chciałam, żeby się nade mną litował.
- Przepraszam to na pewno moja wina! Co ci się stało? – Nie chciałam, a jednak to zrobił. – Pokaż. – ujął moje lewe ramię w swoje ręce, zdjął mi bluzę i podwinął rękaw koszuli.
Było mi zimno i zaczęłam się trząść. Will natychmiast opuścił moje ramię, ból się ponowił. Chłopak przytulił mnie do swojej piersi. Byłam od niego o pół głowy niższa, więc cała mieściłam się w jego objęciach. Poczułam przyjemne ciepło, które od niego biło, jakby w jego żyłach płynął ogień. Przytuliłam się do niego mocniej i położyłam mu ręce na piersi – teraz było jeszcze cieplej.
- Przepraszam, na szczęście nic ci się nie stało. Masz lekko obite lewe ramię, ale to nic, po kilku dniach przejdzie. – wyszeptał mi do ucha.
Spojrzałam na niego w górę i przyjrzałam mu się dokładniej. Stałam tak blisko niego, że zobaczyłam, że jego oczy są zielono-brązowe, a na nosie miał kilka piegów. Uśmiechnęłam się do niego i z powrotem opuściłam głowę.
Nagle coś sobie przypomniałam. Mama. Była wściekła, że wychodzę bo za dziesięć minut mieliśmy gdzieś iść, a ja obiecałam jej, że wrócę dosłownie za chwilę i zdążę. Tymczasem na moim "krótkim" spacerku jestem już dobre półtorej godziny. Mam przechlapane.
Gwałtownie oderwałam się od piersi Willa i spojrzałam mu w oczy. Był zdezorientowany i zmieszany moim zachowaniem.
- Muszę już iść. Za długo już jestem na dworze, mama będzie wściekła. – wytłumaczyłam mu szybko, ale wątpię, żeby zrozumiał. Pokiwał lekko głową. – Jak mogę się z tobą skontaktować? – spytałam.
- Masz tu mój numer telefonu – uśmiechnął się do mnie i wyciągnął karteczkę i długopis z dżinsów. Nabazgrał coś na kartce i wcisnął mi ją do kieszeni. Posłałam mu wdzięczny uśmiech.
- Uważaj na siebie – jeszcze raz mnie przytulił i szepnął mi do ucha. O co mu chodzi?
- Okay – odpowiedziałam po chwili wahania.
Pocałował mnie w czubek głowy i puścił. Odwróciłam się i szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu.
- Do zobaczenia – usłyszałam za plecami jego cichy głos. Do zobaczenia, odpowiedziałam w myślach i się uśmiechnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
To jedyna zasada panująca na moim blogu :) Bardzo zależy mi na Waszych komentarzach, ponieważ one motywują do dalszego pisania ;) Mam nadzieję, że weźmiecie to pod uwagę. Bardzo chętnie wejdę również na Wasze blogi, jeśli zostawicie link w komentarzu :)