sobota, 28 marca 2015

Don't leave me, my love - Chapter 7



Leo gwałtownie zrzuca mnie na ziemię. Moje trampki z głuchym klapnięciem uderzają o chodnik, a nieznośny ból przeszywa moje nogi.
- Cholera jasna, Leo! Mógłbyś ostrzegać, że zachciało ci się rzucać ludźmi! – Wrzeszczę i niemalże od razu zakrywam dłonią usta. Ja nie podnoszę głosu. To prawda, nie jestem miła ani nie pałam miłością przyjacielską do wszystkich dookoła, ale nie krzyczę. JA NIGDY NIE KRZYCZĘ.
Spoglądam na Leonarda, który wciąż znajduje się w tym swoim gniewnym osłupieniu i nie zwraca uwagi na mój krzyk. W sumie to dobrze; przynajmniej nie muszę się tłumaczyć.
- Przepraszam – mówi nagle, a jego szare tęczówki odnajdują moje oczy. – Nie chciałem cię upuścić.
Posyłam mu gniewne spojrzenie.
- Na twoje szczęście, jeszcze żyję.
- Po prostu mnie przestraszyłaś – tłumaczy się. – Przez chwilę naprawdę myślałem, że mówisz poważnie… - z jego ust wydobywa się śmiech. Jest wyraźnie rozbawiony.
Zaciskam zęby z wściekłości. Nie znoszę, kiedy ktoś nie bierze mnie na poważnie. Czuję się wtedy jak dziecko karcone przez rodzica, czego, notabene, również nienawidzę. Postanawiam objąć moją zwykłą taktykę.
Wtóruję chłopakowi śmiechem, ale po chwili zatykam mu usta. Wlepiam w niego poważne spojrzenie.
- Ja nie żartuję, Leo. Naprawdę chcę, byś mnie porwał.
Wytrzeszcza oczy i zrzuca moją dłoń ze swoich ust.
- Żartujesz, Sloane?! – wrzeszczy na całe gardło. Mamy szczęście, że nikt tędy nie przechodzi.
Przewracam oczami, swoje obojętne spojrzenie kieruję na paznokcie.
- Już ustaliliśmy, że nie. Mam rację?
Wydaje z siebie coś w rodzaju warczenia i splata ręce za głową. Powoli robi wdechy i wydechy, a ja tylko stoję ze stoickim spokojem i mu się przyglądam. Gdy udaje mu się już doprowadzić do porządku, z powrotem odwraca się do mnie.
- Przecież mówiłaś, że właśnie dlatego palisz. Dlatego, że ktoś porwał cię, gdy byłaś mała. Właśnie dlatego nie chcesz iść na odwyk i za każdym razem reagujesz gniewem, gdy ktoś próbuje zabrać ci papierosa. – Wydusza z siebie w końcu.
Unoszę dłonie i zaczynam klaska, pełna sarkastycznego podziwu.
- Brawo – chwalę z uznaniem, a on gapi się na mnie jak na nienormalną. Cóż, może i nią jestem. – Ale, drogi Leo, to akurat już wiemy. A teraz chcę, by ktoś ponownie mnie porwał. Chcę przeżyć to wszystko od nowa. Oczywiście na swój sposób, mniej brutalny, ale cóż… Ma to być porwanie. – tłumaczę. – Pomyślałam, że coś takiego mogłoby mi w jakiś pokręcony sposób pomóc. Że mogłoby pozwolić mi rzucić palenie i dłużej cieszyć się tym żałosnym życiem – dodaję ciszej.
Unoszę na niego wzrok, a w moich zwykle złośliwych oczach kryje się nadzieja. Naprawdę dużo nadziei.
Widzę jak Romeo zastanawia się przez chwilę, po czym wzdycha przeciągle. Na mojej twarzy wykwita najszczerszy i najweselszy uśmiech w całym moim życiu.
- Zrobisz to? – szepczę. – Zrobisz to dla mnie?
Leonard wzdryga się na dwa ostatnie słowa, ale wciąż nic nie mówi. Powoli zaczynam myśleć, że się rozmyślił i że wystawi mnie tak jak mój poprzedni przyjaciel. Kąciki moich ust opadają, a ja czuję się jak kompletna idiotka.
Co ja narobiłam?
Myślałam, że jak powiem do niego "Hej, Romeo, porwij mnie, bo jestem świruską" to klęknie u moich stóp i od razu się zgodzi? Jezu, jaka ja jestem głupia.
Czuję, jak w kącikach oczu zaczynają mi się zbierać łzy, więc odwracam się na pięcie i szybkim krokiem ruszam jak najdalej od niego. Modlę się, żeby więcej nie spotkać go na swojej drodze, bo nie wiem, co by o mnie pomyślał.
- Hej, Sloane, dokąd to? – słyszę, a duża dłoń zaciska się wokół mojego ramienia.
Odwracam się, by stanąć przed zdezorientowanym Leo.
- Leonardzie… Ja myślałam, że ty…. Że… - czy ja się jąkam?
- Że co?
Przełykam ślinę i patrzę mu w oczy.
- Że mnie zostawisz. Samą, z tym wszystkim, z poczuciem winy, że zapytałam cię o coś tak głupiego i samolubnego. – Mrugam kilka razy, bo obraz przed moimi oczami się zamazuje.
- Zrobię to, Sloane. Pomogę cię, porwę cię, jeśli to pomoże ci rzucić palenie. – Oświadcza. – Przecież nie możesz umrzeć na raka płuc, tak robią tylko idioci – szczerzy się, a moje oczy się rozszerzają.
Zgodził się.
Zgodził się i mnie nie wyśmiał.
Zgodził się i to z uśmiechem na twarzy.
Zgodził się i nie pozwolił mi się znowu zamknąć w sobie.
Zgodził się i jakimś cholernym cudem zyskał moja przyjaźń.
Bez zastanowienia rzucam się mu na szyję, a on na początku zdziwiony zastyga w bezruchu, jednak po chwili oplata mnie ramionami.
- Wow, nie wiedziałem, że ty potrafisz się cieszyć – śmieje się, a ja mu wtóruję.
Nie mam pojęcia, skąd u mnie ten napad radości, ale wiem, że w tym momencie zrobiłabym dosłownie wszystko, by on mnie porwał. Jakkolwiek absurdalnie to brzmi.
- Jesteś cudowny! – krzyczę w jego ramię. – Cudownycudownycudowny! – wrzeszczę w kółka na jednym wdechu, a on coraz bardziej się śmieje.
W sumie to wcale mu się nie dziwię.
Wariatka uwieszona na szyi faceta w koszulce Nirvany, piszcząca mu do ucha obleśnie słodkie komplementy to raczej niecodzienny widok.
W szczególności, gdy tym facetem jest jej porywacz.

***

Wplątuję dłonie we włosy Leonarda i wpijam się w niego swoimi ustami. Zręcznymi palcami wyczuwam klamkę, która wrzyna mi się w plecy i wciągam nas do holu. Czuję jak duże dłonie chłopaka błądzą pod moją koszulką, ale tą przyjemność przerywa nam oburzony krzyk.
- Sloane! – wrzeszczy moja matka, a ja momentalnie odskakuję od mojego Romea.
- Słucham? – pytam wesoło.
Moja rodzicielka zaciska usta w wąską kreskę, a ja dopiero po chwili zauważam, że przy stole siedzi spora grupa gości, zszokowanych naszym nagłym wejściem.
- Dzień dobry – mówię i uśmiecham się  zalotnie. – Jestem Sloane, jestem pewna, że mama dużo wam o mnie mówiła…
- Matko Boska! Co tu tak śmierdzi?! – jedna z pań podrywa się z miejsca i rozgląda czujnie dookoła.
Obserwuję ją z rozbawieniem wymalowanym na twarzy, dopóki ktoś nie szturcha mnie łokciem w bok.
- Jestem pewien, że to Sloane – odzywa się po raz pierwszy mój ojciec, zwracając tym samym uwagę wszystkich obecnych.
- Niby dlaczego? Przecież dbam o zasady higieny. Myję zęby, biorę prysznic… - wymieniam. – Zresztą zapytajcie Romea. – Spoglądam na chłopaka i dopiero teraz zauważam, że jest cały czerwony z zażenowania.
- Bo palisz – odpowiada moja matka, a ja wybucham śmiechem.
- I co z tego? Myślisz, że jeśli palę to od razu zaliczam się do menelowni, siedzącej pod sklepami i pijącymi piwo? To, że palę, nie ma nic wspólnego ze smrodem. Poza tym dziś nawet nie tknęłam tej śmiercionośnej trucizny. – Nigdy nie miałam problemu z kłamaniem, toteż ostatnie zdanie wypowiadam bez trudu.
Leonard spogląda na mnie znacząco, ale nic nie mówi. Nawet nie wie, jak bardzo wdzięczna jestem mu za to w tej chwili.
- Wyjdź, Sloane, porozmawiamy później – wzdycha matka.
Wyciągam w ich kierunku środkowy palec i wbiegam po schodach, nawet nie czekając na Leo. Jestem pewna, że przyjdzie za mną.
- Wow – komentuje chłopak i rzuca się na łóżko obok mnie.
Zerkam na niego z ukosa, po czym podnoszę się do pozycji stojącej.
- Muszę się spakować i przebrać  – komunikuję, a następnie wyrzucam na środek pokoju dużą torbę. – Tylko się nie gap, bo nie chcę mieszkać z tobą całą wieczność – ostrzegam.
Leonard posyła mi niezrozumiałe spojrzenie, a ja wywracam oczami.
- Nawet nie waż się iść za mną do piekła, Leonardzie. Bo osobiście pójdę do szatana i poproszę, żeby wysłał mnie z powrotem na ziemię jako swojego szpiega przeciw Bogu.
- Nie pójdziesz do piekła, przynajmniej niezbyt szybko – stwierdza Leo.
- Racja, byłam tam w zeszły czwartek. – Odpowiadam i kontynuuję grzebanie w szafie.
Zastanawia mnie, dlaczego Leonard zgodził się tak szybko. Dlaczego w ogóle się zgodził. Może mimo wszystko ma dobre serce i naprawdę chce pomóc mi rzucić to palenie. Chociaż, nie rozumiem, czemu aż tak bardzo tego pragnie.
- Co to było? – pyta nagle, a ja odwracam się, zawieszając rękę w połowie drogi do torby.
- Masz na myśli jakiś dźwięk, którego na nie słyszałam? Jak tak to nie przejmuj się. Święty Mikołaj wpada tu czasami, żeby mnie skontrolować. Wiesz, prezenty i te sprawy – macham niedbale ręką i kontynuuję pakowanie.
- Mam na myśli pocałunek, Sloane. I nie wierzę, że dostajesz na Święta jakieś prezenty. Ja w kółko dawałbym ci rózgi. – Odpowiada i splata ramiona za głową.
- Właśnie w tym problem – wzdycham. – On chciałby przestać dawać mi rózgi, a ja chciałabym mieć ich więcej. Mamy z tego powodu mały konflikt.
Leo marszczy brwi.
- Nie uciekaj od tematu. O co chodziło z tym pocałunkiem?
- To? – śmieję się. – To była tylko gra, na potrzeby rodziców. Potrzebowałam, czegoś, co kazałoby im się za mnie wstydzić, przez co nie wzięliby mnie na rozmowę. Sam widziałeś, co zrobili. Odgonili jak natrętną muchę; w rzeczywistości nie mają zamiaru ze mną porozmawiać. Moi kochani rodzice mają mnie głęboko w dupie i dobrze o tym wiem. Te zdawkowe pytania zadawane przy posiłkach mają na celu wyciągnięcie ode mnie jakichkolwiek informacji, na przykład, czy nie wplątuję ich w żadne kłopoty. – Mówię, wciąż się pakując. – Dbają tylko o swoje cztery litery, dlatego chcę uciec, chcę być mnie porwał.
Romeo patrzy się na mnie ze współczuciem wymalowanym na twarzy. Nigdy nie przypuszczałam, że ktoś będzie mi współczuć. Mi, Sloane Cooke, zimnej bezlitosnej suce mającej wszystkich w głębokim poważaniu i nie ruszającej się nigdzie bez papierosów.
A jednak – ten oto tu chłopak wlepiał we mnie swoje szare tęczówki, jakby chciał odebrać mi choć trochę mojego bólu i przyjąć go na siebie. To było niesamowite.
Wrzucam ostatnie kilka rzeczy - w tym trampki i kurtkę - do torby i zasuwam zamek.
- Napatrzyłeś się już? – pytam. – Możemy iść?
- Na pewno wszystko masz? I wiem, że to głupie pytanie tuż przed "porwaniem", ale… - waha się.
- Mów – śmieję się.
- Nie chcesz do toalety? Bo wolę mieć czysto w samochodzie – wydusza z siebie, a ja wybucham szyderczym śmiechem.
- Uwierz mi, że przez te kilka tygodni całkowicie zapomnisz jak wygląda twój czysty samochód – uśmiecham się i zarzucając torbę na ramię, wychodzę z pokoju. 

------------------------------------------
Nareszcie mi się udało napisać ten rozdział! :D 
Wiem, że Green długo na niego czekała, więc starałam się to robić jak najszybciej i wreszcie jest. XD Mam nadzieję, że nie zwaliłam :/ 
I co? Zaskoczeni zgodą Leonarda? 
Bo ja tak XD
Teraz się dopiero zacznie... Jak myślicie, Sloane przestanie palić po tym całym "porwaniu"? I, ostrzegam, to jeszcze nie koniec niespodzianek :D No bo heloł? Przecież wciąż nic nie wiemy o Leonardzie...
No, to czekam na Wasze komentarze ;)

Juliet

6 komentarzy:

  1. Hej, hej :* Zanim przeczytam i odpowiednio skomentuję ten rozdział, chcę Cię poinformować, że właśnie zostałaś nominowana do LBA! :3 Mam nadzieję, że się w to ze mną jeszcze pobawisz i odpowiesz na pytania, a jeśli nie, to proszę, napisz mi o tym tutaj: http://arrowtales.blogspot.com/p/nominacje-i-pytania-do-4-5-6-7.html Tu też znajdziesz więcej informacji ;) Pozdrawiam! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że wezmę udział :D Już lecę odpowiadać ^_^

      Usuń
  2. Nie no, ja umieram jak to czytam. Przestaniesz kiedyś tak świetnie pisać? :\ Kurde, to jest takie cudoowne *w* Bohaterowie, opisy, zdarzenia. U M I E R A M. Poziom określany jako "fabulous" całkowicie przekroczony. Rozjechany, roztrzaskany. Następnym razem bierz pod uwagę mózgi czytelników, okay? Bo mój akurat się rozbryzguje z powodu słodkości i idealności. I wiesz co jeszcze? Liczę na więcej. I to szybko.
    Ale tak co do rozdziału, konkretniej. To urocze, bo przy Leo Sloane robi się taka... Ludzka :D W ogóle, to, że chce skończyć z paleniem jest świetne. Brawo dla niej! Dziesięć punktów dla Gryffindoru, czy czego-tam-kolwiek innego! c: A Leoonard... Aww, chce ją porwać! ^-^ Ciekawe gdzie...
    Taaa, Sloane nieźle się przy rodzicach zachowuje XD
    Ja, jako osoba z wielką nadzieją, wierzę w Sloane i jej nawrócenie w stronę niepalących :D
    Ale że zwaliłaś?! Nieeee! Jak możesz tak sądzić?! Hope, że tym komentarzem całkowicie wybiłam Ci to z głowy :333
    Czekam na kolejny z wielkim niedoczekaniem! ♥
    WENY! ^-^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jejciu! Dziękuję ! ^_^ Tym razem chyba szybciej mi pójdzie, nie martw się :D A co do LBA to postaram się odpowiedzieć w tym tygodniu, ale nic nie obiecuję, o Twoje pytania wymagają dużej ilości zdjęć XD

      Usuń
  3. Piszesz znakomicie. Zostawiłam u siebie nominacje dla ciebie do LBA http://opowiadaniaajulii.blogspot.com/ :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Długo mnie nie było, ale już wróciłam i od razu muszę powiedzieć, że ten rozdział jest zajebisty :D Przepraszam za słownictwo, ale nie mam innych słów na opisanie tego geniuszu :* Ja po prostu kocham Ciecie, Sloane, Leonarda i całą tą historię <3 I całe to porwanie... Jezu, co on zamierza z nią zrobić?! Moja wyobraźnia przekracza granice możliwości...
    Nie będę dalej tego komentować, bo zaczynam się sama siebie bać ;)
    Czekam na następny i to szybko :)

    OdpowiedzUsuń

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
To jedyna zasada panująca na moim blogu :) Bardzo zależy mi na Waszych komentarzach, ponieważ one motywują do dalszego pisania ;) Mam nadzieję, że weźmiecie to pod uwagę. Bardzo chętnie wejdę również na Wasze blogi, jeśli zostawicie link w komentarzu :)