- Witaj, Piękna – Kevin pochyla się nade mną i
muska ustami wierzch mojej dłoni.
Chichoczę. Mój śmiech roznosi się echem po
ulicy.
- Witaj, mój Rycerzu. – Odsuwam się od drzwi,
gestem zapraszając go do środka.
W mig rozumie o co mi chodzi i przeskakuje
przez próg domu. Kopniakiem zamyka drzwi. Nachyla się lekko nade mną i
przyciska swoje usta do moich. Robię krok w tył i napotykam opór w postaci
ściany. Słyszę śmiech Kevina, który już odkleił się od moich warg i teraz
wyciska pocałunki na mojej szyi i dekolcie.
Czuję się bezwładna, jakby on miał nade mną
władzę i to on mówił mi co mam robić.
Oplatam ramionami jego szyję i przymykam
powieki. Cudownie. Usta chłopaka z
powrotem nacierają na moje, a ja oddaję pocałunek. Niespodziewanie przed oczami
eksplodują mi wspomnienia z wczorajszego wydarzenia. Leo stojący w moim
ogródku. Mój Romeo całujący mnie delikatnie, jakby z obawy, że mu ucieknę.
Gwałtownie odrywam się od Kevina i pędzę do
mojej sypialni, z nagłą potrzebą samotności. Gdy docieram na górę, wyglądam
przez szybę, ale po numerze na trawniku nie ma już nawet śladu. Oddycham z ulgą
i rzucam się na łóżko. Przymykam oczy, ale w tym samym momencie, na korytarzu
rozlegają się kroki mojego chłopaka. Szybko zawijam się w koc, licząc na to, że
uzna, iż zasnęłam i sobie pójdzie.
- Sloane? – słyszę jego głos, gdzieś obok
siebie. Ciaśniej owijam się w materiał. – Hej, wszystko okay? – na moich
plecach ląduje delikatnie, niczym piórko, jego ciepła dłoń. – Sloane… - jego
oddech muska moje włosy, kiedy nachyla się nade mną. Jego usta na marne szukają
dojścia do mojej twarzy; nie pozwolę mu się pocałować.
- Idź sobie – mówię półgłosem.
Słyszę zgrzyt łóżka, a jego ręka już nie
pieści mojego ciała.
- Co? – w jego głosie jest uraza, złość.
- Powiedziałam: idź sobie – zaciskam zęby.
Jego dłoń zaciska się wokół mojego ramienia i
podrywa mnie do góry, jakbym nic nie ważyła. Próbuję mu się wyrwać, ale to
wszystko na nic – im mocniej się szarpię, tym mocniej mnie ściska.
- Puszczaj, idioto! – krzyczę.
- Spójrz na mnie – mówi niewzruszony.
Przybieram najbardziej znudzoną, a
równocześnie obrzydzoną minę, jaką się da. Patrzę na niego i unoszę brwi,
mówiąc bezgłośnie: "Czego tu jeszcze szukasz?"
- Nawet – jego dłoń zderza się z moim
policzkiem, z czego tylko jego ręka nie wychodzi bez szwanku. – Nie waż –
ponownie moja twarz wchodzi w kolizję z jego dłonią. Przypomina to trochę
rozpędzony samochód uderzający w mur. Tyle, że murem, z którego ledwo posypie
się pył, jest jego ręka, a samochodem, który nie zniesie uderzenia, jest moja
twarz. – Się – ponownie uderzam w tą niezniszczalną ścianę. – Mnie – i jeszcze
raz. – Stąd – i ponownie. Moja szczęka płonie z bólu. – Wyrzucać – och, teraz
już nawet nie czuję zderzenia, już i tak straciłam czucie na całej twarzy. –
Suko – ostatnie słowo wypluwa, niczym truciznę, palącą go w gardło. Ostatni raz
jego dłoń rani mój policzek. Dlaczego nie
jeszcze?, myślę.
Muskam opuszkami palców, zbyt wiele razy
uderzoną skórę. Nie mam pojęcia, czy czegoś mi nie zrobił, ale to nie jest
teraz ważne. Ważne jest to, że właśnie mnie uderzył bez powodu. Bez żadnego
uzasadnionego powodu, bo nie jest nim dla mnie odmowa pieszczot.
Powoli podnoszę się z łóżka i staję z nim
twarzą w twarz. Nie jest tak wysoki jak Leo.
- Jesteś w moim cholernym domu, Kevin – cedzę
przez zaciśnięte zęby. – I mam gdzieś, że nie podoba ci się moja pieprzona
decyzja, ale masz zabrać swoją dupę w troki i wypieprzać z mojego mieszkania. A
już nie wspomnę o tym napadzie z przed chwili. – Chłopak robi krok w kierunku
drzwi. – Wynoś się stąd, do cholery jasnej.
Kevin posyła mi ostatnie mordercze spojrzenie
i wychodzi. Po kilku sekundach, gdy słyszę trzask zamykanych drzwi, rzucam się
na łóżko i zwijam w embrion. Z moich oczu zaczynają lecieć, te małe, mokre i
nieznośne łzy, które jakimś sposobem zawsze udaje mi się odgonić.
Ale nie tym razem.
Zaciskam zęby i krzyczę. Mój policzek płonie,
a ja nie mam odwagi, by spojrzeć w lustro. Boję się zobaczyć w nim tą zapłakaną
idiotkę, która dała się uderzyć cholernemu dupkowi. Moje oczy tryskają łzami,
niczym fontanna. Przeklinam się duchu za to, że dałam tak się poniżyć; że
jestem taka słaba i żałosna, i nie potrafię powstrzymać nawet łez.
Jeszcze bardziej zamykam się w sobie. Cholera, i co teraz?
Trzask.
Szeroko otwieram oczy. Rodziców nie miało być
w domu aż do wieczora. Przecież nikt inny nie wszedłby do domu bez pukania. No,
chyba że złodziej, ale przecież nie w ciągu słonecznego i upalnego dnia.
Tup, tup, tup.
Ktoś wchodzi po schodach; wyraźnie nie zależy
mu na zachowaniu ciszy. To na pewno któryś z rodziców.
- Sloane?
Na dźwięk znajomego łagodnego głosu podnoszę
głowę i patrzę na nowego gościa. Leo z sykiem wciąga powietrze i szerzej
otwiera oczy.
- Cholera – mamrocze i siada obok mnie na łóżku;
czuję jak się pod nim ugina. Opuszki jego palców suną po moim policzku, jak
pędzel po płótnie. – Kto ci to zrobił?
Biorę głęboki wdech i siadam naprzeciwko
niego. Uśmiecham się swoim codziennym aroganckim uśmiechem, co nie jest łatwe,
zważając na ból w szczęce.
- Witaj, Leo. Fajnie, że wpadłeś i takie tam,
ale wiesz, że do cudzego domu się puka?
– unoszę brwi pytająco.
- Kto. Ci. To. Zrobił. – Jego szare tęczówki
studiują mój policzek.
- Romeo, nie jestem twoją Julią i nie muszę
odpowiadać na twoje urocze pytania. Powiem ci tylko tyle, że gdyby tamta osoba,
była choć odrobinę tak przyzwoita jak ty, Romeo, to moja twarz byłaby taka jak
zawsze. – Przy drugim zdaniu, głos lekko mi się załamuje, tracę pewność siebie.
- Kto ci to zrobił? Powiedz, a mu się odwdzięczę.
– Jego ostry ton mnie zaskakuje.
- Romeo… - zaczynam, ale mój głos odmawia
posłuszeństwa, a po moich policzkach zaczynają płynąć wodospady. Przygryzam
wargę i pociągam nosem. Pozbieram się.
Uda mi się. Nie będę przy nim płakać. – Romeo, czy… - zaczynam ponownie, a
potem z moich ust wydobywa się tylko szloch.
Leo przyciąga mnie do siebie i czule obejmuje.
- Powiedz mi, co za gnojek to zrobił, to
bardzo chętnie pomogę mu zrozumieć przez co przechodzisz. – mówi cicho.
Śmieję się.
- Nie trzeba. Nie jestem mściwa. – próbuję się
wyplątać z jego silnych ramion, ale on mi na to nie pozwala.
- Ale ja jestem – odpowiada.
Odsuwam się od niego.
- Okay, ale
ja nie jestem, Romeo. – marszczę brwi. – Naprawdę nie musisz nic z tym
robić, idź już.
Leo zastyga w bezruchu i przypatruje mi się.
- Kto ci to zrobił? – powtarza to
kilkukrotnie, ale nie wiem, czy zdaje sobie z tego sprawę.
Dotykam policzka. Całą moją twarz przeszywa
okropny ból.
- Nie twoja sprawa, Leonardzie – syczę.
- Cholera jasna! Sloane, kto ci to zrobił?! –
wrzeszczy i podnosi dłoń, jakby chciał mnie spoliczkować.
Cała odwaga i pewność siebie opuszcza mnie w
ciągu kilku sekund. Kiedy Leo krzyczy, nie jest już moim Romeo; jest Kevinem,
który unosi na mnie rękę, za niezadowalającą go odpowiedź.
Głośno przełykam ślinę i kulę się, czekając na
ponowną dawkę bólu. Leonard na pewno jest silniejszy niż Kevin; jest od niego
starszy. Cofam się lekko, aż moje plecy stykają się z zimną ścianą.
Chłopak opuszcza rękę i klnie pod nosem.
- Szlag, Sloane, nie chciałem cię uderzyć. –
mówi. – Przepraszam.
Kiwam głową, na znak, że rozumiem. Z powrotem
przysuwam się do niego, aby zobaczył, że się go nie boję.
- Po prostu powiedz mi, kto ci to zrobił, bo
nie mogę patrzeć jak cierpisz – szepcze. Jego dłonie otulają moją twarz niczym
jedwab.
Przygryzam wargę i patrzę mu w oczy.
- Ale obiecaj, że sobie nie pójdziesz –
proszę. Nie wytrzymałabym teraz samotności.
- Obiecuję.
Wtulam twarz w jego ramię. Kevin nigdy mnie
tak nie przytulił.
- Ćśśś – uspokaja mnie i kołysze lekko w przód
i w tył. Jego dłoń głaszcze moje ciemne włosy.
- Kevin – wyduszam z siebie. – Kevin
Powell.
Czuję jak wszystkie mięśnie Leonarda napinają
się na dźwięk tego nazwiska, ale już po chwili z powrotem rozluźniają. Może mi się przewidziało? Przytulam się
do niego mocniej i zaciskam powieki. W końcu usypiam w jego ramionach, niczym
księżniczka w ramionach księcia.
-------------------------------------------------
Czytasz = Komentujesz <3
Świetnie piszesz :D Bardzo podobają mi się Twoje opowiadania :) Masz wiele ciekawych pomysłów na nowe historie. Nie przestawaj pisać, bo jesteś do tego stworzona :D
OdpowiedzUsuń------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Może mogłabyś wejść na mojego bloga:
http://f-y-d-ola.blogspot.com/
Za każdy pozostawiony komentarz będę bardzo wdzięczna ;)
Kurde, ale świetne jest to opowiadanie!
OdpowiedzUsuńKevin to idiota jak mógł ją uderzyć?
I to tak bez powodu? Oczywiście nie miało by to znaczenia czy ma powód czy nie.
Leo jest taki idealny :( czekam na następny!