środa, 4 marca 2015

Don't leave me, my love - Chapter 5




- Witaj, Piękna – Kevin pochyla się nade mną i muska ustami wierzch mojej dłoni.
Chichoczę. Mój śmiech roznosi się echem po ulicy.
- Witaj, mój Rycerzu. – Odsuwam się od drzwi, gestem zapraszając go do środka.
W mig rozumie o co mi chodzi i przeskakuje przez próg domu. Kopniakiem zamyka drzwi. Nachyla się lekko nade mną i przyciska swoje usta do moich. Robię krok w tył i napotykam opór w postaci ściany. Słyszę śmiech Kevina, który już odkleił się od moich warg i teraz wyciska pocałunki na mojej szyi i dekolcie.
Czuję się bezwładna, jakby on miał nade mną władzę i to on mówił mi co mam robić.
Oplatam ramionami jego szyję i przymykam powieki. Cudownie. Usta chłopaka z powrotem nacierają na moje, a ja oddaję pocałunek. Niespodziewanie przed oczami eksplodują mi wspomnienia z wczorajszego wydarzenia. Leo stojący w moim ogródku. Mój Romeo całujący mnie delikatnie, jakby z obawy, że mu ucieknę.
Gwałtownie odrywam się od Kevina i pędzę do mojej sypialni, z nagłą potrzebą samotności. Gdy docieram na górę, wyglądam przez szybę, ale po numerze na trawniku nie ma już nawet śladu. Oddycham z ulgą i rzucam się na łóżko. Przymykam oczy, ale w tym samym momencie, na korytarzu rozlegają się kroki mojego chłopaka. Szybko zawijam się w koc, licząc na to, że uzna, iż zasnęłam i sobie pójdzie.
- Sloane? – słyszę jego głos, gdzieś obok siebie. Ciaśniej owijam się w materiał. – Hej, wszystko okay? – na moich plecach ląduje delikatnie, niczym piórko, jego ciepła dłoń. – Sloane… - jego oddech muska moje włosy, kiedy nachyla się nade mną. Jego usta na marne szukają dojścia do mojej twarzy; nie pozwolę mu się pocałować.
- Idź sobie – mówię półgłosem.
Słyszę zgrzyt łóżka, a jego ręka już nie pieści mojego ciała.
- Co? – w jego głosie jest uraza, złość.
- Powiedziałam: idź sobie – zaciskam zęby.
Jego dłoń zaciska się wokół mojego ramienia i podrywa mnie do góry, jakbym nic nie ważyła. Próbuję mu się wyrwać, ale to wszystko na nic – im mocniej się szarpię, tym mocniej mnie ściska.
- Puszczaj, idioto! – krzyczę.
- Spójrz na mnie – mówi niewzruszony.
Przybieram najbardziej znudzoną, a równocześnie obrzydzoną minę, jaką się da. Patrzę na niego i unoszę brwi, mówiąc bezgłośnie: "Czego tu jeszcze szukasz?"
- Nawet – jego dłoń zderza się z moim policzkiem, z czego tylko jego ręka nie wychodzi bez szwanku. – Nie waż – ponownie moja twarz wchodzi w kolizję z jego dłonią. Przypomina to trochę rozpędzony samochód uderzający w mur. Tyle, że murem, z którego ledwo posypie się pył, jest jego ręka, a samochodem, który nie zniesie uderzenia, jest moja twarz. – Się – ponownie uderzam w tą niezniszczalną ścianę. – Mnie – i jeszcze raz. – Stąd – i ponownie. Moja szczęka płonie z bólu. – Wyrzucać – och, teraz już nawet nie czuję zderzenia, już i tak straciłam czucie na całej twarzy. – Suko – ostatnie słowo wypluwa, niczym truciznę, palącą go w gardło. Ostatni raz jego dłoń rani mój policzek. Dlaczego nie jeszcze?, myślę.
Muskam opuszkami palców, zbyt wiele razy uderzoną skórę. Nie mam pojęcia, czy czegoś mi nie zrobił, ale to nie jest teraz ważne. Ważne jest to, że właśnie mnie uderzył bez powodu. Bez żadnego uzasadnionego powodu, bo nie jest nim dla mnie odmowa pieszczot.
Powoli podnoszę się z łóżka i staję z nim twarzą w twarz. Nie jest tak wysoki jak Leo.
- Jesteś w moim cholernym domu, Kevin – cedzę przez zaciśnięte zęby. – I mam gdzieś, że nie podoba ci się moja pieprzona decyzja, ale masz zabrać swoją dupę w troki i wypieprzać z mojego mieszkania. A już nie wspomnę o tym napadzie z przed chwili. – Chłopak robi krok w kierunku drzwi. – Wynoś się stąd, do cholery jasnej.
Kevin posyła mi ostatnie mordercze spojrzenie i wychodzi. Po kilku sekundach, gdy słyszę trzask zamykanych drzwi, rzucam się na łóżko i zwijam w embrion. Z moich oczu zaczynają lecieć, te małe, mokre i nieznośne łzy, które jakimś sposobem zawsze udaje mi się odgonić.
Ale nie tym razem.
Zaciskam zęby i krzyczę. Mój policzek płonie, a ja nie mam odwagi, by spojrzeć w lustro. Boję się zobaczyć w nim tą zapłakaną idiotkę, która dała się uderzyć cholernemu dupkowi. Moje oczy tryskają łzami, niczym fontanna. Przeklinam się duchu za to, że dałam tak się poniżyć; że jestem taka słaba i żałosna, i nie potrafię powstrzymać nawet łez.
Jeszcze bardziej zamykam się w sobie. Cholera, i co teraz?        
Trzask.
Szeroko otwieram oczy. Rodziców nie miało być w domu aż do wieczora. Przecież nikt inny nie wszedłby do domu bez pukania. No, chyba że złodziej, ale przecież nie w ciągu słonecznego i upalnego dnia.
Tup, tup, tup.
Ktoś wchodzi po schodach; wyraźnie nie zależy mu na zachowaniu ciszy. To na pewno któryś z rodziców.
- Sloane?
Na dźwięk znajomego łagodnego głosu podnoszę głowę i patrzę na nowego gościa. Leo z sykiem wciąga powietrze i szerzej otwiera oczy.
- Cholera – mamrocze i siada obok mnie na łóżku; czuję jak się pod nim ugina. Opuszki jego palców suną po moim policzku, jak pędzel po płótnie. – Kto ci to zrobił?
Biorę głęboki wdech i siadam naprzeciwko niego. Uśmiecham się swoim codziennym aroganckim uśmiechem, co nie jest łatwe, zważając na ból w szczęce.
- Witaj, Leo. Fajnie, że wpadłeś i takie tam, ale wiesz, że do cudzego domu się puka? – unoszę brwi pytająco.
- Kto. Ci. To. Zrobił. – Jego szare tęczówki studiują mój policzek.
- Romeo, nie jestem twoją Julią i nie muszę odpowiadać na twoje urocze pytania. Powiem ci tylko tyle, że gdyby tamta osoba, była choć odrobinę tak przyzwoita jak ty, Romeo, to moja twarz byłaby taka jak zawsze. – Przy drugim zdaniu, głos lekko mi się załamuje, tracę pewność siebie.
- Kto ci to zrobił? Powiedz, a mu się odwdzięczę. – Jego ostry ton mnie zaskakuje.
- Romeo… - zaczynam, ale mój głos odmawia posłuszeństwa, a po moich policzkach zaczynają płynąć wodospady. Przygryzam wargę i pociągam nosem. Pozbieram się. Uda mi się. Nie będę przy nim płakać. – Romeo, czy… - zaczynam ponownie, a potem z moich ust wydobywa się tylko szloch.
Leo przyciąga mnie do siebie i czule obejmuje.
- Powiedz mi, co za gnojek to zrobił, to bardzo chętnie pomogę mu zrozumieć przez co przechodzisz. – mówi cicho.
Śmieję się.
- Nie trzeba. Nie jestem mściwa. – próbuję się wyplątać z jego silnych ramion, ale on mi na to nie pozwala.
- Ale ja jestem – odpowiada.
Odsuwam się od niego.
- Okay, ale ja nie jestem, Romeo. – marszczę brwi. – Naprawdę nie musisz nic z tym robić, idź już.
Leo zastyga w bezruchu i przypatruje mi się.
- Kto ci to zrobił? – powtarza to kilkukrotnie, ale nie wiem, czy zdaje sobie z tego sprawę.
Dotykam policzka. Całą moją twarz przeszywa okropny ból.
- Nie twoja sprawa, Leonardzie – syczę.
- Cholera jasna! Sloane, kto ci to zrobił?! – wrzeszczy i podnosi dłoń, jakby chciał mnie spoliczkować.
Cała odwaga i pewność siebie opuszcza mnie w ciągu kilku sekund. Kiedy Leo krzyczy, nie jest już moim Romeo; jest Kevinem, który unosi na mnie rękę, za niezadowalającą go odpowiedź.
Głośno przełykam ślinę i kulę się, czekając na ponowną dawkę bólu. Leonard na pewno jest silniejszy niż Kevin; jest od niego starszy. Cofam się lekko, aż moje plecy stykają się z zimną ścianą.
Chłopak opuszcza rękę i klnie pod nosem.
- Szlag, Sloane, nie chciałem cię uderzyć. – mówi. – Przepraszam.
Kiwam głową, na znak, że rozumiem. Z powrotem przysuwam się do niego, aby zobaczył, że się go nie boję.
- Po prostu powiedz mi, kto ci to zrobił, bo nie mogę patrzeć jak cierpisz – szepcze. Jego dłonie otulają moją twarz niczym jedwab.
Przygryzam wargę i patrzę mu w oczy.
- Ale obiecaj, że sobie nie pójdziesz – proszę. Nie wytrzymałabym teraz samotności.
- Obiecuję.
Wtulam twarz w jego ramię. Kevin nigdy mnie tak nie przytulił.
- Ćśśś – uspokaja mnie i kołysze lekko w przód i w tył. Jego dłoń głaszcze moje ciemne włosy.
- Kevin – wyduszam z siebie. – Kevin Powell.                               
Czuję jak wszystkie mięśnie Leonarda napinają się na dźwięk tego nazwiska, ale już po chwili z powrotem rozluźniają. Może mi się przewidziało? Przytulam się do niego mocniej i zaciskam powieki. W końcu usypiam w jego ramionach, niczym księżniczka w ramionach księcia.

-------------------------------------------------
Czytasz = Komentujesz <3

2 komentarze:

  1. Świetnie piszesz :D Bardzo podobają mi się Twoje opowiadania :) Masz wiele ciekawych pomysłów na nowe historie. Nie przestawaj pisać, bo jesteś do tego stworzona :D
    ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
    Może mogłabyś wejść na mojego bloga:
    http://f-y-d-ola.blogspot.com/

    Za każdy pozostawiony komentarz będę bardzo wdzięczna ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde, ale świetne jest to opowiadanie!
    Kevin to idiota jak mógł ją uderzyć?
    I to tak bez powodu? Oczywiście nie miało by to znaczenia czy ma powód czy nie.
    Leo jest taki idealny :( czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
To jedyna zasada panująca na moim blogu :) Bardzo zależy mi na Waszych komentarzach, ponieważ one motywują do dalszego pisania ;) Mam nadzieję, że weźmiecie to pod uwagę. Bardzo chętnie wejdę również na Wasze blogi, jeśli zostawicie link w komentarzu :)