czwartek, 12 lutego 2015

Don't leave me, my love - Chapter 4

Po powrocie do domu, od razu przebieram się w piżamę i zakopuję w pościeli. Chcę jak najszybciej oddzielić się od całego natłoku myśli i wspomnień, bijących się o miejsce w moim umyśle. Jedynym co pamiętam podczas zasypiania jest skupiona twarz Leonarda, po opowiedzeniu mojej historii.
Budzi mnie dźwięk niewielkich kamyków, odbijających się od mojego okna. Przewracam się kilkukrotnie z boku na bok, z nadzieją, że to sen próbuje bardziej mnie wciągnąć w swój świat, pobudzając moje zmysły, ale po chwili dźwięk się nasila. Wstaję ociężale i na chwilę zastygam z ręką na zasłonie.
Po co ja w ogóle to robię?                                                                                                                                     
Odganiam od siebie tę myśl, zanim zdąży mnie przesiąknąć i szybkim ruchem odgarniam materiał, dzielący mnie od szyby. Podchodzę bliżej i próbuję przewiercić wzrokiem nieprzeniknioną ciemność za oknem. Po chwili, moim oczom ukazuje się wysoka sosna rosnąca kilka metrów od ściany domu i…
Na dole stoi Leonard i szaleńczo wymachuje rękami, aby zwrócić moją uwagę. Przewracam oczami. Zachciało mu się bawić w Romea.
Już mam się odwrócić, kiedy dostrzegam jakieś wzory wyryte w trawniku. Zapalam światło w pokoju, aby rzuciło trochę blasku na ogród i wytężam wzrok. Obok Leonarda wyryte są cyfry. Dokładnie dziewięć cyfr.
Chwytam za telefon i wstukuję numer narysowany przez chłopaka. Nagle przypominam sobie, że przecież, rozmawiając zbudzę rodziców. Wolałabym tego nie robić, dla dobra mojego Romea, ponieważ zaczną oni dzwonić na policję i histeryzować. A już na pewno nie przeżyje, kiedy zobaczą rozorany trawnik.
W końcu decyduję się na sms –a i delikatnie, aby tylko nie mieć zbyt dużej styczności z tym ohydnym urządzeniem, wklepuję literki, które układają się treść:
                                    
Słucham, Romeo?

Po kilku sekundach nadchodzi odpowiedź:

Chodź tutaj.

Zablokowuję telefon i rzucam go na łóżko. Po chwili wahania wsuwam zdezelowane fioletowe tenisówki, którym naprawdę przydałby się urlop i zaczynam schodzić po schodach.
Od kiedy to jestem taka uległa?
Kiedy tylko otwieram drzwi wejściowe, zimno chłosta mnie po twarzy, przypominając, że idzie zima. Oplatam się rękoma i pocieram ramiona, karcąc się w duchu, że zapomniałam głupiej bluzy. Docieram na tył domu i zatrzymuję się w odległości czterech metrów od chłopaka.
- Mama cię zabije za zniszczenie tego cholernego trawnika – oznajmiam bez ogródek.
- Mi też miło cię widzieć – unosi brwi. – A co do trawnika to nie miałem zamiaru tego tak zostawiać.
Uśmiecham się szeroko.
- Mam nadzieję.
Leonard podchodzi do mnie niepewnym krokiem i staje naprzeciwko mnie. Wzdrygam się, kiedy wiatr wymierza mi kolejną karę za zbyt cienkie okrycie.
- Zimno ci? – pyta mój Romeo, z troską w tych swoich przepięknych szarych oczach, które mogłyby mnie pochłonąć.
Zaraz, co?
- Nie – odpowiadam i z całej siły zaciskam zęby, aby nie szczękały.
Chłopak posyła mi rozbawiony uśmiech i zdejmuje swoją kurtkę. Okrywa mnie delikatnie materiałem nagrzanym od jego ciała.
- To po co tu przylazłeś? Bo mam nadzieję, że nie wyciągnąłeś mnie z domu na marne – mamroczę.
- Cieplej? – ignoruje moją wypowiedź.
Przewracam oczami, wciąż czekając na odpowiedź. Zaczynam nerwowo skubać skrawek koszulki, kiedy on nadal nie odpowiada. Zamiast tego wpatruje się we mnie czule, oceniając moją osobę.
- Wracając do twojego pytania: zamarzam, gdy muszę tak stać i czekać na twoją reakcję – rzucam, patrząc na kosmyk włosów pomiędzy moimi palcami.
Leonard odchrząkuje.
- Chciałem cię przeprosić – mówi.
Uśmiecham się pod nosem.
- Chciałeś, ale już nie chcesz – odpowiadam cicho, bawiąc się włosami. Starannie unikam patrzenia na niego.
- Nadal chcę – poprawia mnie. Łapie mój podbródek i jestem zmuszona spojrzeć mu w oczy. – Przepraszam, Sloane.
Unoszę brwi i uśmiecham się rozbawiona.
- Nic nie zrobiłeś, złotko. – krzyżuję ramiona na piersi.
- Obraziłem cię – ledwo go słyszę. – Nakrzyczałem, oskarżyłem i zignorowałem. Przepraszam.
Unoszę palec, przypominając sobie oczywiste fakty, których wcale nie zapomniałam.
- Masz rację – na mojej twarzy pojawią się szeroki uśmiech. – Ale nie wybaczam ci.
Otworzył usta w zdziwieniu, zdziwiony moimi słowami.
- Klęknij – rozkazałam.
- Zwariowałaś dziewczyno – przewraca oczami.
- Mhm – przytakuję, a mój uśmiech nieco gaśnie. – Jakieś 10 lat temu. A teraz klękaj. Sam zacząłeś zabawę w Romea, to teraz ją dokończ.
Wzdycha z rezygnacją i klęka na jedno kolano. Ukazuję perliste zęby w uśmiechu i pokazuję mu dłonią, aby teraz zaczął błagać o wybaczenie.
- Och, błagam wybacz mi, Sloane, ty najcudowniejsza dziewczyno na świecie – po tym zdaniu unosi pytająco brwi i ja pozwalam mu wstać.
Usiłuję powstrzymać śmiech, przez co moje ciało zaczyna się trząść, a po chwili z moich ust ucieka głośny chichot. Zginam się w pół i obejmuję rękami brzuch.
- Zrobiłeś… Z… Siebie… Kompletnego… Idiotę… - dyszę pomiędzy napadami śmiechu.
- Aha, ale teraz mi wybaczasz? – w jego głosie również słyszę nutę rozbawienia.
Kiwam głową, niezdolna do wypowiedzenia czegokolwiek. Po kilku sekundach udaje mi się uspokoić i patrzę chłopakowi w oczy.
- Tylko po to tu przyszedłeś? – upewniam się.
- W sumie to nie – jego policzki różowieją.
Uśmiecham się.
- To cóż to za drugi powód, Leonardzie?
Krzywi się.
- Nie mów do mnie Leonard. – prosi.
- To jak?
- Leo.
Kiwam głową na potwierdzenie.
- To była ta druga sprawa?
Nie odpowiada. Podnoszę wzrok, akurat kiedy on staje nade mną i czuję jak jego usta przywierają do moich. Przez chwilę nie za bardzo wiem, o co chodzi, ale potem oplatam ramionami jego szyję i przyciągam bliżej, nie chcąc pozostać dłużna.
Najwidoczniej zadowolony z braku oporu, chłopak wplata mi dłonie we włosy i całuje mocniej. Rozchylam wargi pod naciskiem jego warg, kiedy nagle w pełnie uświadamiam sobie co robię i odpycham go z całej siły.
Cholera, cholera, cholera.
Odsuwam się kilka kroków do tyłu i wsuwam ręce we włosy, zaciskając je w pięści. Przenoszę wzrok na Leo, który wyraźnie zmieszany, stoi na środku mojego trawnika, gapiąc się na mnie w osłupieniu.
Szlag. Przecież ja mam chłopaka.
Nerwowo rozglądam się po ogrodzie. Kevin za nic nie może się o tym dowiedzieć.
- Idź już – rzucam w kierunku Romea.
Ku mojemu zdziwieniu, on rusza przed siebie i po chwili znika za furtką.
W panice biegnę do domu. Prawie przewracając się na schodach, zrzucam z siebie kurtkę i buty i ciskam je na środek pokoju. Wsuwam się pod kołdrę i zamykam oczy.
W mojej głowie kołata się jedno słowo, a właściwie imię.
Leo, Leo, Leo.
Nie, odpowiadam moim myślom, Kevin, Kevin, Kevin.
Natarczywe głosy milkną, a ja oddycham z ulgą. Zasypiam z jednym jedynym celem na całe zasrane życie:
Zapomnij.

------------------------------------------------------------
OMG Mam zjebany mózg. Nie mam zielonego pojęcia, co ja tu wytworzyłam, ale mam nadzieję, że mimo wszystko to Wam się spodoba :3 Poza tym ten rozdział jej jakiś dziki i niezrozumiały, być może dlatego, że pisałam go na fazie ^^ Stąd właśnie wziął się pocałunek :D 
W każdym razie wielkie brawa dla mnie, bo nareszcie przezwyciężyłam swoje lenistwo i zeskanowałam dla Was Sloane! Cieszycie się? :D 

 Nie mam pojęcia, czy widać to na zdjęciu, ale Sloane ma lewe ucho całe wykolczykowane oraz kółeczko w wardze :3 Jeszcze nigdzie o tym nie wspominałam, więc potraktujcie to jako spoiler ^^
Okay, kolejna sprawa: myślałam (chyba ponownie) nad zrobieniem czegoś w rodzaju zakładki z bohaterami moich opowiadań :) Oczywiście, wszyscy byliby narysowani przeze mnie, tak samo jak Sloane, więc trochę by to trwało, ale z drugiej strony zawsze ciągnęło mnie do rysowania własnych bohaterów <3 Czekam na opinieeee :3 
No i mam dla Was informację, którą muszę się z Wami podzielić. Tak po prostu XD Dzisiaj byłam przekłuć ucho (tylko nie myślcie sobie, że wcześniej nie miałam przekłutego, broń Boże!), a dokładniej robiłam sobie kolejne dwie dziurki w prawym uchu, ponieważ dążę do tego by mieć ucho równie obkolczykowane co Sloane <3 Nie zdziwcie się, jeśli przez następne dwa tygodnie nic nie dodam, ale od soboty mam ferie (nareszcie!) i poza tym zmagam się z bólem ucha, który jak na razie jest dość nieznośny :/ 
Czekam na komentarze, i stawiam podobny limit co na moim blogu The Chosen i kolejny rozdział pojawi się dopiero,. gdy pod tym postem pojawi się co najmniej 8 komentarzy, nie licząc moich odpowiedzi :) Tak będzie od teraz z każdym postem i mam nadzieję, że będziecie się tego trzymać, bo jestem uparta, a naprawdę zależy mi na większej ilości komów <3
W takim razie czekam aż się wykażecie ^_^

4 komentarze:

  1. Ty pisałaś to na fazie, a ja za to siedzę i szczerzę się do ekranu :D Nie mam pojęcia dlaczego, po prostu ten rozdział jest jakiś, taki( nie mogę znaleźć odpowiedniego słowa, więc sama coś sobie tutaj wstaw) :) Ja tam kibicuję Leo, więc to może dlatego <3 Możesz mi tylko powiedzieć czy już pisałaś o Kevinie, bo nie kojarzę, ale może mi to umknęło. Czekam na następny :)
    Ps. Ja też mam ferie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pisałam o Kevinie, ale pojawi się w następnych rozdziałach ;) Zresztą to nie jest jakaś szczególnie ważna postać w całej historii, więc nie było sensu się o nim rozpisywać :D

      Usuń
  2. Hej! :*
    Na początek przepraszam za brak mojego komentarza, ale myślałam, że już go tu zostawiłam >.< W każdym razie, nawracam się i przybywam! Przecież nie mogę zostawić Twojego rozdziału bez mojej opinii, to by nie przeszło! :D
    No... Namieszałaś XD Nie spodziewałam się ani trochę, że Sloane może mieć chłopaka! Nie dość, że jej zachowanie w ogóle na to niemwskazywało, to jeszcze tak ogólnie jej cała postać :P Więc brawo, masz punkt zaskoczeniowy. c: Jedziemy dalej. Właściswie, zastanawiam się teraz, dlaczego zazwyczaj zaczynam opisywanie wszystkiego od końca, ale mniejsza XD
    Ja tam jestem za Leonardem! Bo jest słodki i fajny i w ogóle taki najlepszy, a ten tamten, jak mu tam... Kevin, którego niestety samo imię mnie odpycha (przepraszam, nie lubię go, mam raczej złe skojarzenia >.<), pewnie i tak jest tylko jakimś dziwnym głupkiem, a przynajmniej trwam w takiej nadziei, bo... BO JESTEM ZA LEONARDEM I TYLE! Czemu Leonard nie chce, by nazywano go Leonardem? :< Może i jeszcze nie zdążyłam pokochać jego pełnego imienia, ale wystarczy mi, że jest długie, więc pewnie wkrótce to nastąpi :D No i nie przepadam za skrótami od takich imion, sorry Leonardzie :\ Także wiedz, Leonardzie, że ja na pewno Leo do Ciebie mówić nie będę ;)
    Przepraszam, coś mi odwala XD
    No, nieważne, nie zwracaj na to uwagi :p
    Po prostu wiedz, że jest super, podoba mi się maksymalnie i czekam na kolejny ♥
    Weny życzę niekończącej się! :*

    arrowtales.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę Cię zapewnić, że ja też nie lubię Kevina, a co do Leonarda i Sloane... To to jeszcze nie koniec niespodzianek i, uwierz mi, że nawet ja sama się tego nie spodziewałam XD

      Usuń

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
To jedyna zasada panująca na moim blogu :) Bardzo zależy mi na Waszych komentarzach, ponieważ one motywują do dalszego pisania ;) Mam nadzieję, że weźmiecie to pod uwagę. Bardzo chętnie wejdę również na Wasze blogi, jeśli zostawicie link w komentarzu :)