Rozdział 3
- No i jak tam na spotkaniu? – mama wbija
widelec w ziemniaki na jej talerzu.
Nie za bardzo wiem, jak dotarłam do domu, ale
wydaje mi się, że pieszo, bo moja rodzicielka była zła, że wróciłam tak późno.
- Okay – odpowiadam wymijająco.
- Pomaga? – tata wchodzi do salonu i siada
obok swojej żony.
Kiwam głową i wstaję.
- Dokąd idziesz? – pytają równocześnie.
Unoszę oczy ku niebu. Znowu te pytania,
pytania, pytania.
Przyklejam do twarzy sztuczny uśmiech.
- Do pokoju, źle się czuję, muszę trochę
odpocząć – kłamię i wchodzę po stopniach na górę.
W pokoju rzucam się na niezaścielone łóżko i
gapię w sufit. Odkąd pamiętam, nigdy nie miałam przyjaciół. Wszyscy się mnie
bali albo nienawidzili. Nie przeszkadzało mi to. Spędziłam mnóstwo czasu w tym
małym ciasnym pokoju, sama ze sobą. Było cudownie. Pamiętam jak bawiłam się
zupełnie sama i byłam zadowolona, że nikt mi nie przeszkadza.
Ale teraz ta samotność mi doskwiera.
Jestem wściekła na siebie za zwyzywanie
Leonarda.
Biorę do rąk poduszkę i uderzam się nią z
całej siły w twarz. Głupia, głupia,
głupia.
Powoli podnoszę się z łóżka do pozycji
siedzącej i sięgam po komputer. Uchylam laptopa i już po chwili otwiera się
przede mną ten okropny świat elektroniki. Muskam opuszkami palców małe
kwadraciki z białymi literkami, wstukując w wyszukiwarkę "Leonard
Reed". Po kilku sekundach oczekiwania, komputer zawiadamia mnie, że nikt
taki nie figuruje w internecie i proponuje mi kilka innych haseł, które mogę
wyszukać.
Zrezygnowana zamykam komputer i postanawiam
pójść do sklepu po paczkę papierosów. Wsuwam na nogi moje fioletowe trampki i
wciskam do kieszeni komórkę. Po drodze do drzwi łapię za klucze i już po chwili
stoję na ruchliwej ulicy, popychana przez śpieszących się ludzi.
Rozglądam się na boki, po czym ruszam w
kierunku najbliższego sklepu. Wiatr kołysze wszystkim dookoła, więc schylam
głowę i wiercę wzrokiem dziury w chodniku.
- Ej, patrz gdzie idziesz! – krzyczy jakiś
głos, gdy zastaję przeszkodę w postaci przechodnia i uderzam w czyjś tors.
Unoszę oczy i napotykam znajome szare
tęczówki.
- Leonardzie – mówię z chytrym uśmiechem.
- Sloane? – tym razem nie zwracam uwagi na
jego słowa. – Co ty tu robisz?
Podnoszę dłoń i spoglądam na swoje paznokcie.
- Nie wiedziałam, że twoje prawo zabrania
również wychodzenia na ulicę – odpowiadam obojętnym tonem.
- Odczep się ode mnie – warczy i wymija mnie,
trącając moje ramię.
Rozkładam ręce, uśmiechając się.
- Nie rozumiem, dlaczego jesteś taki zły, mój
drogi – marszczę lekko brwi. – Szczęśliwy przypadek umożliwił nam spotkanie, a
ty go potępiasz.
Leonard zatrzymuje się gwałtownie i odwraca na
pięcie. Już po kilku krokach znajduje się obok mnie, nachylając się.
- Żaden szczęśliwy przypadek – mruczy z
wściekłością. – Raczej pieprzona ironia losu.
Uśmiecham się zalotnie i przyciągam do siebie,
chcąc go zawstydzić i rozproszyć, ale on wyrywa się szybko i cofa o krok.
- Oj, przestań – podchodzę do niego, a on tym
razem się nie cofa. Zadowolona z takiego obrotu spraw, muskam palcami jego
umięśniony tors. – Wiem, że tego chcesz. – unoszę wzrok.
- Nie chcę cię więcej widzieć – cedzi,
wyraźnie zdenerwowany.
- Auć – krzywię się. – Bolało.
- Miało boleć.
Łapię się za serce i zataczam do tyłu.
- Jaki zadziorny – komentuję, wciąż z dłonią
na piersi.
Nie widząc żadnej reakcji z jego strony,
wyciągam truciznę z kieszeni i zapalam. Wciągam ten ohydny odór dymu, nie dając
po sobie poznać, że wcale nie chciałam tego robić.
- Ble – kwituje chłopak.
Unoszę brwi w rozbawieniu.
- Dorosły komentarz – odpowiadam, nieomal
wybuchając śmiechem.
- Najstosowniejszy w tej sytuacji – odgryza
się.
Z mojego gardła wydobywa się śmiech, ale gdy
ponownie próbuję wsunąć papierosa między wargi, dłoń Leonarda wytrąca mi go z
ręki.
Otwieram oczy w zdziwieni i wściekłości.
- Co to miało być? – pytam szorstko.
- Akcja ratunkowa – jego twarz jest wypruta z
wszelkich emocji.
Nerwowo wkładam dłonie do kieszeni w
poszukiwaniu kolejnego, dającego ulgę, papierosa. Po dokładnej rewizji,
stwierdzam, że nie posiadam więcej śmiercionośnych przedmiotów i podnoszę
wściekły wzrok na Leonarda.
- Dawaj papierosa – rozkazuję i wyciągam przed
siebie dłoń.
Chłopak unosi ręce w obronnym geście.
- Nie mam.
- Dawaj tego cholernego papierosa! – wydzieram
się, czując jak nieprzyjemne wspomnienia napływają pod moje powieki i próbują
wcisnąć się do mojej świadomości, a mi coraz trudniej jest je wypraszać.
Chłopak, widząc mój szał łapie mnie za
nadgarstki, na tyle mocno, abym nie mogła się wyrwać. Zaciskam powieki i
potrząsam głową, aby wypędzić nieproszonych gości w postaci upiornych
wspomnień.
- Uspokój się – nalega Leonard. – Pomogłem ci
w ten sposób. Dobrze o tym wiesz.
- Gówno prawda! – wrzeszczę, a ludzie na ulicy
oglądają się w naszą stronę. Ściszam głos. – Nic o mnie nie wiesz.
- Tak? Znalazła się pani Mądra. – prycha z
oburzeniem.
- Proszę bardzo. – mówię, popędzana nagłą
adrenaliną. – Wyjawię ci mój "straszny" sekret, o którym pomagają mi
zapomnieć tylko te nikotynowe świństwa. – wskazuję dłonią na papierosa,
leżącego na chodniku, parę metrów dalej.
- Czekam – uśmiecha się rozbawiony. –
Opowiadaj mi okropną historię swojego życia – nadal trzyma moje ręce.
Biorę głęboki wdech i przymykam na chwilę
oczy, lecz po chwili szeroko je otwieram pobudzona, jego mocniejszym uściskiem.
- Gdy miałam 8 lat zostałam porwana. Facet
zaciągnął mnie siłą do samochodu, przy czym został przeze mnie wielokrotnie
pogryziony. Zawiózł mnie na wieś. Przetrzymywał w jakiejś starej cuchnącej
ruderze, przywiązaną liną do ściany i wygłodzoną niemalże na śmierć. Dawał mi
tylko szklankę wody dziennie i czasami coś do jedzenia. Spędziłam w takim
stanie trzy miesiące. Trzy miesiące! – przestaję na chwilę, aby wyrównać
oddech. – Potem było wielkie zamieszanie. Do pomieszczenia wbiegła policja.
Facet strzelał na oślep. Jedna z kul przeleciała obok mojej głowy i zaryła w
ścianę. Zginęło dwóch policjantów postrzelonych przez tego cholernego
porywacza. A ten skurwiel wciąż nie został złapany. – wpatruję się w oczy
chłopaka, szukając w nich jakichś uczuć, ale wyrażają one tylko koncentrację. –
Nadal uważasz, że moje palenie jest nieuzasadnione? – unoszę brwi.
Nie odpowiada, ale puszcza moje nadgarstki.
Jeszcze chwilę stoję i mu się przyglądam, a następnie odwracam się i odchodzę,
śledzona przez jego przenikliwe szare oczy. Po kilku krokach oglądam się
ostatni raz, ale jego już tam nie ma.
Zniknął, pozostawiając mnie samą z moją
przeszłością.
----------------------------------------------------
Wiem, krótko krótko krótko... :( Ale obiecuję, że dalsze rozdziały staram się pisać dłuższe ;)
UWAGA!
Zawieszam również opowiadanie "Before I die". Niestety wena co do tych dwóch zawieszonych opowiadań mnie opuściła :'( Ale spokojnie, jeśli tylko wróci, to napiszę kolejne rozdziały :D
No...hmm... Czyli to oznacza, że jak na razie zostaje tylko "Don't leave me, my love" :3 Mam nadzieję, że się nie gniewacie :*
PS Narysowałam Wam Sloane, ale muszę jeszcze ją zeskanować XD Pokażę Wam ją przy następnym rozdziale :*
O ja, historia Sloane jest straszna x___x I co ten Leonard sobie robi? Gdzie on poszedł?! :\
OdpowiedzUsuńAle rozdział i tak wspaniały :3 Trochę smutno, że zawieszasz inne opowiadania, ale z drugiej strony fajnie, że będzie więcej tego, bo je uwielbiam ^-^ I czekam na rysunek! :)
Nie mam pojęcia, czy juz o tym pisałam, ale bardzo podoba mi się postać Sloane ze względu na to, że jest taka wyróżniająca się :) Właśnie, pisałaś gdzieś już o jej wyglądzie? Wiem, że będziesz rysować, ale tak pytam, jestem ciekawa, czy tego nie było, czy po prostu tak słabo z moją pamięcią (w sumie, jak to drugie, to ani trochę się nie zdziwię XD) :P
Weny życzę i pozdrawiam :*
PS.: Nie wiem, czy jeszcze czytasz, bo komentarzy nie zostawiasz (troszkę szkoda, bo Twoja opinia była dla mnie zawsze bardzo ważna ;)), ale jakby co piszę, że na arrowtales.blogspot.com jest nowy rozdział c;
Czytam, ale ostatnio musiała sobie zrobić przerwę z racji testu z chemii z całego semestru D:
UsuńA co do wyglądu Sloane to sama nie wiem, czy gdzieś już dokładniej go opisywałam XD Jakby co to zdradzę Ci, że ma ona ciemnobrązowe włosy, niebieskie oczy i jedno ucho całkowicie wykolczykowane, od góry do dołu. No i jeszcze w wardze ma kolczyk <3 O samych kolczykach NA PEWNO jeszcze nigdzie nie wspominałam, gdzie je ma i w ogóle, więc potraktuj to jako bonus :*
W takim razie dziękuję za opis i za bonus! :D
Usuń"-Auć – krzywię się. – Bolało.
OdpowiedzUsuń- Miało boleć.
Łapię się za serce i zataczam do tyłu.
- Jaki zadziorny – komentuję, wciąż z dłonią na piersi."
Nie wiem dlaczego, ale jakoś bardzo mnie to rozśmieszyło :D
Rozdział jak zwykle świetny :) Na pewno już to mówiłam, ale kocham Sloane <3 A ta jej historia? Genialna! Powiem, że trochę mnie to zaskoczyło, bo raczej nigdy bym jej nie wzięła za taką osobę "z przeszłością"(że się tak wyrażę). Z jednej strony pokazujesz, że Sloane ma wiele stron, a z drugie nie odkrywasz wszystkiego od razu. To dobrze świadczy o tobie, jako o pisarce, bo potrafisz naprawdę zainteresować czytelnika :)
Życzę weny i czekam na następny :D
Aha i oczywiście czekam na rysunek :)
Na prawdę się wciągnęłam! Historia zapowiada sie super - czekam na więcej!! :)
OdpowiedzUsuń