Rozdział 2
Wbiegłam do klasy, tuż przed tym, jak ktoś -
prawdopodobnie Rose - rzucił butem w tablicę. Uniknęłam trafienia obuwiem, ale
po chwili i tak znalazłam się na ziemi. Spojrzałam w górę i zobaczyłam stojącą
nade mną wściekłą Rose. Podniosłam się szybko i zrobiłam krok w tył, aby znowu
nie mogła mnie przewrócić.
- Nicky Evans! –krzyknęła pani, a ja skupiłam
na niej całą swoją uwagę. – Co to miało być, do cholery jasnej?! – zrobiła krok
w moją stronę.
- Ja… Ja… - nie miałam pojęcia jak się
wytłumaczyć. Co miałam powiedzieć? Przepraszam bardzo, że z moich rąk wytrysnął
strumień wody? To nie miało by żadnego sensu. – Ja… Przepraszam, nie wiem co
się stało. Ja nie chciałam nic zrobić, chciałam tylko bronić Willa i…
- Właśnie gdzie jest Will? – przerwała mi
pani, a ja odetchnęłam z ulgą, że nie muszę się dalej tłumaczyć. – Jeszcze
przed chwilą tu stał, a teraz… - nauczycielka szeroko otworzyła usta i wskazała
na przestrzeń pod tablicą.
- Pewnie skorzystał z zamieszania i uciekł –
rzuciłam i wyszłam z klasy. Słyszałam jak nauczycielka krzyczy moje imię, ale
nie miałam zamiaru się odwracać. Chciałam iść do domu i zostać sama.
~~~
Mniej więcej koło szóstej zadzwonił telefon, budząc mnie ze snu. Wyciągnęłam rękę
w stronę szafki nocnej, złapałam telefon i spojrzałam na wyświetlacz: Martha.
Jeszcze tego mi brakowało: wypytywania dlaczego wyszłam ze szkoły i czy
wszystko dobrze. Westchnęłam i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Haloo? – linia po drugiej stronie była
dziwnie cicha. – Halo? Martha? – powtórzyłam nieco zirytowana.
- Ymhk! – chrząknęła osoba po drugiej stronie.
– Tak to ja. – usłyszałam oburzony głos przyjaciółki. – Co ty odwaliłaś dzisiaj
w szkole? I dlaczego uciekłaś? Nawet sobie nie wyobrażasz jaka pani Jones była
wściekła!
- Wiem, wiem… Po prostu miałam tego dość, nic
więcej. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Aha. – przewróciłam oczami. Wspaniałomyślna
odpowiedź. – No dobra, w każdym razie pani Jones kazała ci przyjść jutro do
szkoły wcześniej, żeby mogła z tobą porozmawiać. – porozmawiać, jasne.
- Okay. Jeszcze coś?
- Hmm.. Nie. Ja kończę, bo… yyy… No ja muszę
coś zrobić. – w słuchawce zapadła cisza.
Odrzuciłam telefon na drugi koniec łóżka i
odetchnęłam z ulgą. Rozłączyła się, Bogu dzięki. Uniosłam ręce do twarzy i
przyjrzałam się im dokładnie. Jak ja, u licha, strzeliłam wodą z rąk? Przecież
to niedorzeczne… A jednak widziałam to. Will też to widział, a na dodatek on
też tak potrafi.
Usiadłam na łóżku wyprostowana. Westchnęłam. Wpadłam
na bardzo idiotyczny pomysł. Bardzo. Wstałam
i podeszłam do biurka. Uruchomiłam komputer i poszłam do toalety.
Gdy wróciłam komputer się już uruchomił i
mogłam zrobić to co zamierzałam. Otworzyłam przeglądarkę i włączyłam Facebooka.
Zalogowałam się , wyszukałam osobę "Will Garcia". Zabawne. Zwykle
jest kilka osób o tym samym nazwisku, a tu nie ma ani jednego. Westchnęłam,
odchyliłam się do tyłu i położyłam nogi na blacie biurka. Potrzebuje świeżego
powietrza. I to nie takiego, które wlatuje po otwarciu okna. Potrzebuję
spaceru. Teraz.
Poderwałam się z krzesła, włożyłam pośpiesznie
bluzę z kapturem i wyszłam. Zaczerpnęłam głęboko świeżego powietrza, nie
pachniało zbyt ładnie – śmierdziało
spalinami i zgniłymi liśćmi, jesień dobiegała końca. Cóż, pomyślałam, lepsze to
niż zaduch domu.
Ruszyłam przed siebie. Nie miałam żadnego
określonego celu, chciałam się po prostu przejść. Ale gdy przechodziłam pod
szkołą, w mojej głowie pojawił się pomysł. Poszłam tą samą drogą, którą dzisiaj
ciągnął mnie Will. Może on tam będzie? Może na mnie czeka, bo przewidział, że
przyjdę?
Niestety nie. Kiedy weszłam w ciemny i brudny zaułek
nikogo nie było. Rozejrzałam się trochę, aby zapamiętać to miejsce, odwróciłam
się i już chciałam wracać, gdy nagle coś, chyba jakiś chłopak, rzucił mi się na
plecy i przygwoździł do ziemi. Chciałam się poruszyć, ale mój napastnik usiadł
na moich plecach i złapał mnie za nadgarstki.
- Puszczaj idioto! – wrzasnęłam. Jego palce
odskoczyły ode mnie jak poparzone, ale nadal siedział na mnie okrakiem. Kiedy
poczułam, że moje ręce są wolne, zaczęłam wymachiwać nimi na wszystkie strony.
- Ej! Uspokój się! Nic ci nie zrobię! – znałam
ten głos. To on chciał, żebym z nim dzisiaj poszła.
- Will? – uniosłam brwi. – Możesz mi z łaski
swojej wytłumaczyć, dlaczego mnie zaatakowałeś?
- Nicky? – usłyszałam zdumiony głos. – Jezu,
przepraszam, ja nie chciałem. Wziąłem cię za kogoś innego. – Za kogo? – Co ty
tu robisz? Dzisiaj wyraźnie mi powiedziałaś, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego.
– w jego głosie wyczułam trochę smutku.
- Nie powiem ci, dopóki ze mnie nie zejdziesz.
– Will wciąż siedział na mnie i najwyraźniej mu to nie przeszkadzało.
- Ach! No tak! Już schodzę. – wstał powoli, a
potem podał mi rękę, żeby pomóc mi wstać. Złapałam go za rękę i całe moje ramię
przeszył okropny ból.
- Auć – wydałam z siebie cichy jęk. Nie
chciałam, żeby się nade mną litował.
- Przepraszam to na pewno moja wina! Co ci się
stało? – Nie chciałam, a jednak to zrobił. – Pokaż. – ujął moje lewe ramię w
swoje ręce, zdjął mi bluzę i podwinął rękaw koszuli.
Było mi zimno i zaczęłam się trząść. Will
natychmiast opuścił moje ramię, ból się ponowił. Chłopak przytulił mnie do
swojej piersi. Byłam od niego o pół głowy niższa, więc cała mieściłam się w
jego objęciach. Poczułam przyjemne ciepło, które od niego biło, jakby w jego
żyłach płynął ogień. Przytuliłam się do niego mocniej i położyłam mu ręce na
piersi – teraz było jeszcze cieplej.
- Przepraszam, na szczęście nic ci się nie
stało. Masz lekko obite lewe ramię, ale to nic, po kilku dniach przejdzie. –
wyszeptał mi do ucha.
Spojrzałam na niego w górę i przyjrzałam mu
się dokładniej. Stałam tak blisko niego, że zobaczyłam, że jego oczy są
zielono-brązowe, a na nosie miał kilka piegów. Uśmiechnęłam się do niego i z
powrotem opuściłam głowę.
Nagle coś sobie przypomniałam. Mama. Była
wściekła, że wychodzę bo za dziesięć minut mieliśmy gdzieś iść, a ja obiecałam
jej, że wrócę dosłownie za chwilę i zdążę. Tymczasem na moim
"krótkim" spacerku jestem już dobre półtorej godziny. Mam
przechlapane.
Gwałtownie oderwałam się od piersi Willa i
spojrzałam mu w oczy. Był zdezorientowany i zmieszany moim zachowaniem.
- Muszę już iść. Za długo już jestem na
dworze, mama będzie wściekła. – wytłumaczyłam mu szybko, ale wątpię, żeby
zrozumiał. Pokiwał lekko głową. – Jak mogę się z tobą skontaktować? – spytałam.
- Masz tu mój numer telefonu – uśmiechnął się
do mnie i wyciągnął karteczkę i długopis z dżinsów. Nabazgrał coś na kartce i
wcisnął mi ją do kieszeni. Posłałam mu wdzięczny uśmiech.
- Uważaj na siebie – jeszcze raz mnie
przytulił i szepnął mi do ucha. O co mu chodzi?
- Okay – odpowiedziałam po chwili wahania.
Pocałował mnie w czubek głowy i puścił.
Odwróciłam się i szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu.
- Do zobaczenia – usłyszałam za plecami jego
cichy głos. Do zobaczenia,
odpowiedziałam w myślach i się uśmiechnęłam.