Rozdział 23
- Puk, puk – powiedziałam, siląc się na lekki
uśmiech i wchodząc do pomieszczenia.
Will siedział na krześle przy łóżku i trzymał
w swoich silnych dłoniach kruchą rączkę siostry.
- Hej – odpowiedział zmęczonym głosem.
- Jak się czuje Ann?
- Dobrze, biorąc pod uwagę, że została
postrzelona – odparł i wstał z krzesła.
Podeszłam do łóżka i spojrzałam na sylwetkę
dziewczynki. Wyglądała tak spokojnie i delikatnie ze swoimi blond włosami jak u
aniołka.
Uśmiechnęłam się mimo woli.
- Jest do ciebie podobna – powiedziałam cicho
i odwróciłam się, aby spojrzeć na Willa.
Chłopak stał, opierając się niedbale o ścianę.
Jego czujny wzrok błądził po mnie, gotowy, aby powstrzymać mnie przed
zrobieniem krzywdy dziewczynce. Nikomu już nie ufał.
Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo jest
zmęczony. Na jego bladej twarzy wyraźnie odznaczały się sińce pod oczami, jakby
nie spał przez kilka dni. Może i tak było.
Podeszłam do niego powoli.
- Może pójdziesz się przespać, a ja trochę z
nią posiedzę? – zaproponowałam.
Natychmiast się otrząsnął.
- Co? – rzucił wściekle. – Nigdzie się nie
wybieram. A co jeśli ONI tu przyjdą? Co jeśli tym razem zabiorą Was obie? – w
jego głosie pobrzmiewała rozpacz. – Zabiję ich! Zabiję! – po twarzy ściekła mu
łza. Szybko odwrócił się i uderzył ręką w ścianę w napadzie wściekłości.
- Hej – powiedziałam łagodnie. Nie mogłam
znieść widoku jego ramion trzęsących się od płaczu. Jeszcze nigdy nie widziałam
go w takim stanie. – Wszystko będzie dobrze. – Kłamstwo. Kłamstwo. Kłamstwo.
Wydał z siebie coś w rodzaju jęku, który na
darmo usiłował stłumić.
Przyglądając się mu uświadomiłam sobie jedną
rzecz.
Każdy ma kogoś na kim mu zależy. Kogoś, kogo
utrata będzie tak bolesnym ciosem, że się złamiesz i przestaniesz
funkcjonować. To się nazywa miłość.
Will kochał swoją siostrę. Do teraz pamiętał
każdy szczegół z jej porwania i potrafił je bezbłędnie opowiedzieć. To było
straszne – żyć cały czas w świecie smutku, cierpienia i bólu, które teraz
czaiły się w jego oczach, próbując pożreć go żywcem. Toczyć w środku wewnętrzną
wojnę i ukrywać swoje słabości. Ten chłopak NIGDY nie był szczęśliwy. Miłość do
siostry próbowała go stłamsić i osłabić, ale on się nie dał. Zawsze do twarzy
miał przyklejony uśmiech. Zawsze potrafił obrócić sprawę w żart. POTRAFIŁ SIĘ
ROZEŚMIAĆ. Ukrywał całe swoje cierpienie, nie otwierając się przed nikim, przez
co tracił nadzieję. Nadzieję na szczęśliwe życie.
Położyłam mu dłoń na ramieniu.
- Spójrz na mnie – powiedziałam.
Jego zbolałe oczy wolno podniosły się na mnie.
- Zostanę z nią, a ty idź się prześpij –
rozkazałam.
Zmarszczył zmartwiony brwi.
- Nie zostawię was tu samych – wyszeptał. –
Już raz ją straciłem. Nie wytrzymam tego po raz drugi, a do tego jeszcze straty
najlepszej przyjaciółki. Zostaję tu.
Westchnęłam, a po jego policzku leniwie
potoczyła się kolejna łza. Otarłam ją wierzchem kciuka i ujęłam jego twarz w
dłonie, tak by nie mógł jej odwrócić.
- Posłuchaj. O mnie się nie martw, a ty
naprawdę powinieneś się przespać. – odparłam zrezygnowana.
- Co mi po spaniu, skoro i tak nie zasnę,
wiedząc, że dwie najbliższe mi osoby mogą być w niebezpieczeństwie? - zapytał.
- Chociaż spróbuj, a obiecuję ci, że ich
dopadniemy. Uratujemy moją mamę, mamę Nico i zemścimy się na nich za porwanie
Ann, okay? – czułam się źle obiecując mu coś, co było prawie niemożliwe. Ale
musieliśmy spróbować.
Pokiwał powoli głową i już myślałam, że
odejdzie, ale on nachylił się i pocałował mnie w policzek. Na mojej twarzy
wykwitł ogromny rumieniec.
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką –
wyszeptał i wyszedł z pokoju.
Stałam na środku i gapiłam się w miejsce,
gdzie jeszcze przed chwilą stał Will. Poczekałam aż moje policzki łaskawie
wystygną i przybiorą normalny kolor, a kiedy to się stało, odetchnęłam głęboko
i usiadłam przy Ann.
W głębi duszy liczyłam, że Will zapomni o
danej mu obietnicy i odpuści starań, aby zniszczyć Instytut, lecz z drugiej
strony chciałam odzyskać matkę. W sumie to nie wiedziałam co wolę.
Odchyliłam się do tyłu na krześle i splotłam
dłonie za głową.
To co
teraz?
W pewnym momencie usłyszałam czyjeś kroki i
spojrzałam na drzwi. Stał w nich rozpromieniony Liam z kwiatami w ręce.
Odwzajemniłam uśmiech.
- Jeśli szukasz Willa, to wysłałam go, żeby się przespał –
ostrzegłam, ale on zupełnie nie przejęty podszedł do mnie i pocałował w
policzek. Ten sam policzek, w który pocałował mnie Will.
- Wiem. – odparł swobodnie. – Spotkałem go po
drodze. Szukałem ciebie. – uśmiechnął szerzej.
Odchrząknęłam.
- Ja się stąd nie ruszam – aby potwierdzić
swoje słowa złapałam Ann za rękę.
- Domyśliłem się – odpowiedział i przysunął
sobie krzesło z drugiego końca pomieszczenia, po czym postawił je obok mojego,
na tyle blisko, że kiedy usiadł, stykaliśmy się nogami. – Postanowiłem
dotrzymać ci towarzystwa.
Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością i
puściłam rękę dziewczynki, która nagle otworzyła swoje zielone, niczym trawa
oczy.
Nachyliłam się w jej stronę, aby mogła mnie
zobaczyć.
- Cześć – przywitałam się. – Jestem… - jak się
jej przedstawić? Spojrzałam z ukosa na Liama, który układał usta w imię
"Nicky". – Nicky. – dokończyłam. – Jestem przyjaciółką Willa.
Ann nerwowo rozglądała się po pokoju i
zamknęła moją dłoń w przestraszonym uścisku, szukając oparcia.
- Gdzie jestem? – wymamrotała. Jej głos był
miły i ciepły, przywodził na myśl łąkę pełną kolorowych kwiatów.
Moja mina zrzedła.
- W szpitalu. Zostałaś postrzelona. –
wytłumaczyłam, a ręka Liama ścisnęła moją drugą dłoń.
Dziewczynka ze zrozumieniem pokiwała głową i
utkwiła swój wzrok w Liamie, jakby dopiero go zauważyła.
- Kim on jest? – wyszeptała, wskazując go
podbródkiem.
Roześmiałam się cicho i pochyliłam się.
- To jest Liam, mój przyjaciel. Możesz mu
zaufać. – wyszeptałam jej do ucha, a ona odetchnęła z ulgą.
- Gdzie mój brat? – spytała.
- Cały czas przy tobie siedział, ale musiałam
go odesłać, żeby się przespał. Odkąd tu trafiłaś, nie zmrużył oka.
Dziewczyna ponownie skinęła, po czym jej twarz
wykrzywiła się z bólu.
- Moja noga… - wysapała, lecz po chwili jej
twarz znowu się rozpogodziła.
Zmarszczyłam zmartwiona czoło i mocniej
złapałam ją za rękę.
- Liam pójdzie po Willa, okay? Na pewno chce
cię zobaczyć – próbowałam odciągnąć jej uwagę od bólu.
- Okay – na jej twarzy pojawił się niemrawy
uśmiech, a Upadły poderwał się z krzesła i zniknął za drzwiami.
Imponowało mi, ile ta dziewczynka ma siły.
Została porwana, prawdopodobnie torturowana oraz postrzelona, a mimo tego nie
okazywała bólu ani nie płakała. Była niesamowicie zahartowana.
Drzwi otworzyły się z hukiem o do środka wpadł
zdyszany Will. Wstałam i podeszłam do drzwi.
- No, zostawimy was samych – rzuciłam, gdy
przyjaciel przebiegał obok mnie i wyszłam prosto w ramiona Liama, który stał
przed salą.
- Dajmy im ochłonąć – zaproponował i
poprowadził mnie szpitalnym korytarzem.
------------------------------------------------------------
Przepraszam, ze ostatnio tak długo mnie nie było, ale ciężko było mi znaleźć czas na dodanie kolejnego rozdziału :/
W każdym razie podobał Wam się ten rozdział? Zależało mi na pokazaniu Ann, bo bardzo ją lubię, gdyż jest niesamowicie silna, nie sądzicie? :)
Mam nadzieję, że będzie dużo komentarzy :*
Ann jest po prostu niesamowita i cieszę się, że bardziej przybliżyłaś nam jej postać <3
OdpowiedzUsuńNo proszę Cię, jakby mogło się nie podobać? :p Też uwielbiam Ann :3 Czekam na następne z powodu niedosytu Twoich opowiadań, które mogę tonami pożerać! To znaczy czytać... XD
OdpowiedzUsuńPS.: WRESZCIE zapraszam na pierwszy rozdział na arrowtales.blogspot.com, jeśli jeszcze nie widziałaś :3
Chyba nie ma osoby, która nie uwielbiałaby Ann <3
OdpowiedzUsuńMuszę Cię przeprosić, bo dopiero dziś zaczęłam przestrzegać Twojej zasady, ale szczerze mówiąc (pisząc) dopiero od dziś mam konto na bloggerze...
Czekam już na następne i życzę duużo weny, żebyś mogła zaspokoić głód swoich czytelników tj. nas c:
Pozdrowionka :*
Lea A. S.
A no i zapraszam do mnie:
Usuńhttp://wieza-bez-krolewny.blogspot.com/